Maria Stypułkowska-Chojecka: Obama mnie urzekł, bo nie jest sztywniakiem

2011-05-30 4:00

To był jeden z najbardziej wzruszających momentów wizyty Baracka Obamy. Prezydent USA podszedł do czekających na niego kombatantów. Pierwszą osobą, której uścisnął rękę, była Maria Stypułkowska-Chojecka (85 l.).

W czasie okupacji pod pseudonimem Kama walczyła między innymi w batalionie "Parasol". Brała udział w 7 akcjach zbrojnym, m.in. w "Akcji Kutschera" - zamachu na esesmana Franza Kutscherę, a potem w Powstaniu Warszawskim. Bohaterka opowiada nam o rozmowie z Obamą.

- Jak przebiegała pani rozmowa z Barackiem Obamą?

- Krótko. Przywitaliśmy się, a ja powiedziałam, że chcielibyśmy, żeby prezydent darzył nas taką sympatią, jaką my darzymy jego kraj i rodaków. Zapytał mnie jeszcze, jaki mam stopień ("Kama" jest majorem Armii Krajowej - przyp. red.). I to tyle, nie chciałam przedłużać rozmowy, bo wiedziałam, że koledzy czekają, a przecież każdy chciał zamienić chociaż kilka słów.

- Denerwowała się pani?

- Nie, dopóki nie dowiedziałam się, że będę pierwszą osobą, do której podejdzie. Wtedy opanowała mnie lekka trema. Było niewielkie opóźnienie, więc wiedziałam, że czas goni.

- Jakie wrażenie robi prezydent Obama w osobistej rozmowie?

- Jest bardzo sympatyczny. Ze szczerym półuśmiechem na twarzy. Właśnie tę sympatię dało się od razu wyczuć. I jeszcze luz. Widać było, że zachowuje się naturalnie, że nie jest sztywny...

- Jak polscy politycy?

- To pan powiedział (śmiech).

- Dziękuję za rozmowę.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki