W czasie okupacji pod pseudonimem Kama walczyła między innymi w batalionie "Parasol". Brała udział w 7 akcjach zbrojnym, m.in. w "Akcji Kutschera" - zamachu na esesmana Franza Kutscherę, a potem w Powstaniu Warszawskim. Bohaterka opowiada nam o rozmowie z Obamą.
- Jak przebiegała pani rozmowa z Barackiem Obamą?
- Krótko. Przywitaliśmy się, a ja powiedziałam, że chcielibyśmy, żeby prezydent darzył nas taką sympatią, jaką my darzymy jego kraj i rodaków. Zapytał mnie jeszcze, jaki mam stopień ("Kama" jest majorem Armii Krajowej - przyp. red.). I to tyle, nie chciałam przedłużać rozmowy, bo wiedziałam, że koledzy czekają, a przecież każdy chciał zamienić chociaż kilka słów.
- Denerwowała się pani?
- Nie, dopóki nie dowiedziałam się, że będę pierwszą osobą, do której podejdzie. Wtedy opanowała mnie lekka trema. Było niewielkie opóźnienie, więc wiedziałam, że czas goni.
- Jakie wrażenie robi prezydent Obama w osobistej rozmowie?
- Jest bardzo sympatyczny. Ze szczerym półuśmiechem na twarzy. Właśnie tę sympatię dało się od razu wyczuć. I jeszcze luz. Widać było, że zachowuje się naturalnie, że nie jest sztywny...
- Jak polscy politycy?
- To pan powiedział (śmiech).
- Dziękuję za rozmowę.