Grzegorz D. nie miał szans. Kiedy w październikową noc 2016 r. w jego domu przy ul. Katowickiej w Bielsku-Białej zjawili się dwaj bracia: Paweł R. (27 l.) i Leszek R. (37 l.) oraz ich kompan Radosław Ch. (40 l.), mężczyzna spał. Nawet gdyby się zdążył obudzić, to raczej by nie uciekł - po wypadku miał kłopoty z chodzeniem. Wiedział o tym jeden z braci, który krótko wynajmował pokój w domu pana Grzegorza. Wiedział też, że gospodarz nie zawsze zamyka drzwi na noc.
Bandyci myśleli, że w domu znajdą wielką gotówkę. Zaczęli katować Bogu ducha winnego człowieka. Grzegorz D. błagał o litość. Bandyci wypytywali go o pieniądze. Próbował ich przekonać, że nic nie ma, ale na próżno. Radosław Ch., najbrutalniejszy z całej trójki, w pewnym momencie obciął ofierze ucho. Konającego Grzegorza D. napastnicy zostawili w kałuży krwi. Z domu pozabierali wszystko, co miało wartość - laptopa, narzędzia. Z miejsca odjechali dacią duster ofiary, ale auto szybko się zepsuło i porzucili je na poboczu drogi.
Grzegorz D. wykrwawił się na dywanie w sypialni. Nazajutrz jego zwłoki znalazł syn. Wezwał policję. Funkcjonariusze zadziałali bardzo szybko i sprawnie. Trójka bandziorów wpadła w ich ręce już po dwóch dobach od zabójstwa.
W Sądzie Okręgowym w Bielsku-Białej ruszył proces oprawców. Żaden z nich nie przyznał się do zabójstwa. Wszystkim trzem grozi dożywotnie więzienie.
Poderżnął gardła żonie i dzieciom i sam się zabił. Horror w Kozienicach