Stefan G. to sadysta, który znęca się nad czworonogami - tak wynika z materiałów, jakie w sprawie weterynarza zebrała prokuratura. Akt oskarżenia czyta się jak powieść grozy. Zdaniem śledczych mężczyzna bił psy kijem, aby je uspokoić. Walił głowami biednych czworonogów o ścianę czy stół operacyjny, aby straciły przytomność. Brutalnie skopał też głuchego kundelka, którego chciał przepędzić z trawnika! Za swoje bestialskie czyny został skazany przez sąd na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata.
Za kraty więc nie trafił, tylko... wrócił do pracy jako weterynarz! Bez problemu umówiliśmy się do niego na wizytę z psem. Oczywiście żadnego zwierzątka nie dalibyśmy mu tknąć! Kiedy przedstawiliśmy się jako "Super Express", nie chciał z nami rozmawiać.
Jak to możliwe, że ciągle może pracować ze zwierzętami? Bardzo łatwo, wystarczy, że nie odpowiada na wezwania Dolnośląskiej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej, która chce mu zabrać uprawnienia do wykonywania zawodu. - Unika nas jak diabeł święconej wody. Nie stawia się na wezwania, zasłaniając się zwolnieniem lekarskim, choć przecież pracuje - mówi Wojciech Hildebrand, prezes izby.
Właściciele skrzywdzonych psów są oburzeni. - Remontowałam płot i musiałam oddać moje psiaki do jego hotelu dla zwierząt. Gdy po nie przyjechałam, okazało się, że zniknęły! Weterynarz nie potrafił mi wytłumaczyć, co się stało z Czarną i Łatą - zanosi się łzami pani Beata Witkowska (37 l.), pokazując zdjęcia swoich psin.
Czytaj też: Weterynarz ocalił alpakę! Tak się rozbrykała, że aż się połamała