Zachowanie bratających się z prezesem PiS obrońców krzyża osiąga już szczyty histerii. Grupa najbardziej zaciekłych protestujących wiernie stoi przy boku Jarosława Kaczyńskiego i jest gotowa na wszystko, by liderowi PiS włos z głowy nie spadł. Nawet jeśli nie ma żadnego zagrożenia wpadają w panikę i reagują bardzo agresywnie.
Przeczytaj koniecznie: Polacy popierają usunięcie krzyża sprzed Pałacu - SONDAŻ
Tak właśnie było wczoraj przed Pałacem Prezydenckim. Kiedy na Krakowskim Przedmieściu pojawił się brat tragicznie zmarłego prezydenta obrońcy krzyża utworzyli wokół niego swoisty kordon. Odśpiewano „Sto lat”, skandowano „Jarosław, Jarosława”, a najbardziej rozmodleni demonstranci nucili pieśni religijne.
- Przyszedłem tu zapalić znicz za brata, bratową, za wszystkich poległych, za wszystkich ludzi, którzy byli mi szczególnie bliscy(...). To jest jedyna intencja, z którą przyszedłem – zapowiedział prezes PiS. Widok przepychającego się strażników krzyża sprawiał jednak inne wrażenie.
Media nie mogły nie relacjonować zgromadzenia przed Pałacem, co nie spodobało się tłumowi. Zgromadzeni zaczęli odpychać dziennikarzy i awanturować się z nimi.
-Paparazzi gdzie jest wasza kultura? - krzyczeli przez megafony, by zaraz potem modlić się i śpiewać Apel Jasnogórski.
Patrz też: Przeniesienie krzyża: Co teraz stanie się ze smoleńskim krzyżem
Oliwy do ognia dolewał sam Jarosław Kaczyński, który próbował przepchać się pod Pałac i zapalić znicz.
-Proszę państwa, ja jeszcze raz apeluję do państwa dziennikarzy o to, żeby się zachowywali w sposób właściwy. Powtarzam: jeszcze raz apeluję o spokój. Chodzi o to, żeby uczcić tutaj pamięć tych, którzy polegli. Ale to, co tutaj się dzieje, pokazuje, że rzeczywiście tu się nie da. (...) Ja chcę zapalić jeszcze trochę zniczy, ale one nie mogą do mnie dojść, bo taki jest tłok – upominał dziennikarzy Kaczyński.