"Naszym zdaniem człowiek, który nieuczciwie, w imię pomnożenia własnego majątku i kariery, zaprzepaścił podstawowe wartości, jakimi w środowisku wiejskim są: rodzina oraz dziedzictwo pokoleniowe, nie ma moralnego prawa ubiegać się o funkcję parlamentarzysty" - napisali bracia we wspólnym oświadczeniu.
Twierdzą, że brat oszukał ich i przejął całą kontrolę nad rodzinnymi zakładami mięsnymi. - Ojciec podzielił je po równo na nas czterech. Ale Krzysiek namówił nas, abyśmy przekształcili zakłady ze spółki jawnej w spółkę z o.o. - opowiada Leszek Borkowski. - Z ustaleń wynikało, że wszyscy czterej mieliśmy mieć po 25 procent udziału, a Krzysiek został prezesem i miał o jeden głos decyzyjny więcej. Notariusz odczytał akt, a my podpisaliśmy. Po 5 latach okazało się, że nic do spółki nie mamy. Nie możemy podejmować decyzji. Gdy sprawdziliśmy, okazało się, że Krzysztof kilka godzin przed naszym aktem założył inną spółkę bez naszej wiedzy. Doszliśmy do wniosku, że co innego przeczytał notariusz, a co innego podpisaliśmy - mówi oburzony.
Brat zostawił ich na bruku
Trzej bracia formalnie kontrolują trzy czwarte majątku spółki, ale - jak twierdzą - w spółce nie mają nic do gadania. - Wiele lat budowaliśmy wspólnie zakład, a teraz zostaliśmy praktycznie na bruku - mówi pan Leszek.
Dlatego wydali oświadczenie. Kłopotliwe dla posła ubiegającego się o ponowny wybór. Bo bracia nie tylko zarzucają mu oszustwo, ale i wprost piszą: "my na niego nie głosowalibyśmy. Nie chcielibyśmy, by taki człowiek reprezentował nas w parlamencie".
Poseł Krzysztof Borkowski jest oburzony postępowaniem swoich braci. - Zazdroszczą mi wykształcenia i operatywności - mówi. - Nigdy ich nie oszukałem. To oni rozsiewają plotki i oszukują - przekonuje nas.