W ten sposób ocalił życie dziesięciu osobom. Chwilę po tym, jak ostatnia osoba wybiegła z budynku, cała kamienica stanęła w płomieniach.
- Na moim miejscu każdy postąpiłby tak samo - wyznaje zawstydzony nastolatek, do którego nie dociera jeszcze, że uratował życie dziesięciu osobom. Strażacy nie mają wątpliwości co do tego, że ratunek zawdzięczają opanowaniu chłopca.
W czwartkowy wieczór nastolatek leżał na kanapie i spokojnie oglądał telewizję w swoim mieszkaniu w kamienicy w centrum Radomia (woj. mazowieckie). Nagle usłyszał przeraźliwy świst dobiegający z kuchni. Gdy tylko przekroczył próg pomieszczenia, zorientował się, że to zabójczy gaz ulatnia się z butli pod kuchenką. Nastoletni bohater wiedział, że jeśli chce przeżyć, nie ma czasu zastanawiać się nad tym, co powinien zrobić. Natychmiast obudził swoją matkę i wyciągnął ją z mieszkania. - To, co zrobił mój syn, to coś wspaniałego. Ja spanikowałam. Zupełnie straciłam głowę. Gdyby nie Raduś, spalilibyśmy się żywcem - mówi przez łzy pani Dorota Cieślik (40 l.). Co więcej, chłopak, zbiegając w dół z ostatniego piętra kamienicy, z całych sił walił do drzwi sąsiadów, ostrzegając ich przed nadciągającym niebezpieczeństwem. To był ostatni dzwonek na ratunek. Gaz momentalnie zapłonął, trawiąc najpierw mieszkanie Cieślików, potem całą kamienicę.
- Kiedy na miejsce przyjechały nasze jednostki, wszyscy byli na zewnątrz. To dzięki temu chłopcu, który zachował się jak prawdziwy bohater - mówi Paweł Frysztak, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Radomiu. Komendant straży pożarnej w Radomiu już zapowiedział, że bohaterska postawa Radka zostanie nagrodzona.
Mimo szybkiej reakcji strażaków mieszkanie chłopca spłonęło doszczętnie. - Spaliło się wszystko, co miałem: mój komputer, książki, gry. Nie wiem, co my teraz zrobimy - rozpacza nastolatek, który wcale nie czuje się bohaterem. Na szczęście miasto nie zostawiło go bez pomocy i szybko postarało się o mieszkanie zastępcze.