Przysłowie powiada: gdyby kózka nie skakała, toby nóżki nie złamała. Dokładnie tak było z Łatkiem. - Zerwał się nagle. Chciał do domu. Przeskakiwał przez płot. Niestety, zahaczył tylnym kopytkiem o ogrodzenie - opowiada właścicielka koziołka pani Katarzyna (24 l.).
To był początek kłopotów, bo okazało się, że wielu weterynarzy nie chce pomóc Łatkowi. - Telefonowaliśmy wszędzie. Słyszeliśmy tylko jedno: do rzeźni z nim. Łatek jest dla nas jak rodzina. Nie wyobrażaliśmy sobie, że pójdzie pod nóż - mówi pani Kasia.
Upór właścicieli przyniósł rezultaty. Damian Kotela (37 l.), weterynarz z Zawiercia, podjął się leczenia. Jak się okazało, sprawa wcale nie była beznadziejna.
- Zrobiliśmy prześwietlenie. Złamanie było stosunkowo proste. Inna sprawa, że pacjent był psotny. Trudno było go utrzymać na stole. Wszystko jednak poszło zgodnie z planem. Kość się zrosła i Łatek wraca do zdrowia - opowiada z uśmiechem lekarz weterynarii.