Po fajrancie Janusz C. zapalił papierosa, dokończył ze znajomym kupione wcześniej piwo i wskoczył w spodniach do wody. Przepłynął kilka metrów, a potem krzyknął do gapiów, że teraz będzie pływał na plecach. - Ktoś mu mówił, żeby się nie wygłupiał, bo w tym miejscu staw ma ponad trzy metry głębokości - mówi Stanisław W. (60 l.). - Ale on chciał się pochwalić, jaki to z niego pływak. Na dodatek wszedł w spodniach, co od razu nie wróżyło nic dobrego. Ruszył rękoma kilka razy i poszedł na dno. Wyglądało, jakby dostał szoku termicznego albo złapał go skurcz. Ludzie zawiadomili służby ratownicze, bo nikt nie potrafił pływać - dodaje świadek zdarzenia.
Wszyscy, począwszy od świadków tragedii po strażaków, którzy szukali ciała Janusza, są pewni, że do tragedii nie doszłoby, gdyby nie to, że męż-czyzna poszedł się kąpać po kilku piwach. - Straciłam ukochanego syna... Ale uważam, że nie powinien wchodzić do wody po alkoholu - głos rozsądku przemawia przez matkę Janusza, Zofię (55 l.). - Niech to będzie przestrogą dla innych, którzy wypiją, a potem idą się kąpać - dodaje matka.