Noc z 22 na 23 maja. Klub przy ul. Belzackiej w Piotrkowie Trybunalskim. Pani Katarzyna po zabawie zbiera się do wyjścia.
- Mąż siedział jeszcze przy stoliku, ja poszłam do szatni po ubrania - mówi. - Gdy wracałam, zauważyłam, że jeden z ochroniarzy dusi mojego męża. Podeszłam do niego i powiedziałam, żeby go puścił. Wtedy uderzył mnie z główki w twarz.
Kobieta straciła przytomność. Na miejsce przyjechała policja. - Żaden z funkcjonariuszy nie podszedł do mnie i nie spytał, czy potrzebuję pomocy - twierdzi pobita. - Zamiast tego poszli na rozmowę z właścicielem klubu.
Pani Katarzyna trafiła do szpitala ze złamanym nosem. Przeszła operację, za pół roku czekać ją będzie kolejny zabieg.
- Choć od pobicia minęły trzy tygodnie, to policja w mojej sprawie nic nie robi - mówi. - Kiedy poprosiłam o przedstawienie efektów śledztwa, na komendzie usłyszałam, że nie powiedzą, bo to nie serial "W-11". Co na to policja? - Zbieramy dowody w tej sprawie. Mamy dwa miesiące na prowadzenie postępowania - odparła Małgorzata Para (28 l.), rzecznik prasowy piotrkowskiej komendy.