Przede wszystkim był to desperacki akt sprzeciwu wobec stylu poprzedników. Stylu, który tak traumatycznie wbił się w pamięć, że wciąż jeszcze daje PO profity w postaci konsekwentnie rosnącej sondażowej przewagi nad konkurentami. I tę zmianę po roku możemy wpisać do katalogu sukcesów gabinetu Donalda Tuska - styl rządzenia jest nieporównanie lepszy.
Jest spokojniej, normalniej, przyjemniej. Przyznać trzeba, że poza słuszną w założeniu, ale nieprofesjonalną w wykonaniu potyczką z zarządem PZPN nie było nawet spektakularnych porażek. Ale spektakularnych sukcesów też nie. A szkoda, bo przed Polską stoją olbrzymie wyzwania cywilizacyjne, które należało podjąć niejako z marszu, a nie teraz, kiedy do bram światowej gospodarki puka kryzys finansowy. A przecież tej szansy, jaką dało nam wstąpienie do UE i megabudżet wynegocjowany w końcu 2005 r., nie wolno nam zaprzepaścić. Powiem więcej: dystans między nami a Zachodem wciąż się utrzymuje, a spośród tzw. nowych członków Unii, którzy jeszcze niedawno oglądali w peletonie nasze plecy, większość wyraźnie nas wyprzedziła. A to - mimo zaniechań wszystkich poprzedników - obciąży szczególnie Donalda Tuska i partię, która chce się szczycić dynamicznym i prorozwojowym wizerunkiem.
Trudno mi zrozumieć, dlaczego po tak długotrwałej rozbudowie stołeczny port lotniczy wciąż wygląda jak prowincjonalne lądowisko gdzieś z dala od Europy. Dlaczego nie przybywa porządnych dróg? Dlaczego przekraczając granice Polski ma się wrażenie wkroczenia do kraju wciąż tkwiącego w innej strefie rozwoju cywilizacji? Nie wszystko da się wytłumaczyć wkładaniem kija w szprychy przez prezydenta. Bo co się stało z reformą systemu podatkowego? Dlaczego KRUS działa na zbójeckich, sprzecznych z logiką i sprawiedliwością zasadach? Dlaczego musimy tyle czasu tracić w różnorakich urzędach? Gdzie się podziały tak niecierpliwie oczekiwane i bardzo potrzebne uproszczenia proceduralne w rejestracji podmiotów gospodarczych i systemie ich rozliczeń finansowych? Czyżby walka z absurdami biurokracji okazała się trudniejsza i mniej wdzięczna niż harce słowne posła Palikota?
Lista zaniechań jest, niestety, znacznie dłuższa. I nie ma znaczenia, czy powodem zastoju jest brak pomysłów na rozwiązanie problemów, czy też gra na przeczekanie w nadziei na zmianę gospodarza w Pałacu Prezydenckim na bardziej przychylnego rządowi. Bo rząd nie może zmarnować kolejnych pokoleń młodych Polaków, którzy chcą i zasługują na to, by równać się z kolegami z Zachodu. I tu wielki plus za odważną reformę absurdalnego systemu pomostówek. Plus od - co chyba istotne - przedstawicielki zawodu wykreślonego z listy uprzywilejowanych branż. Statystyki UE pokazujące, że aktywność zawodowa ludzi stale rośnie dowodzą, że praca nie musi nieść ze sobą zmęczenia. Praca niesie też siły witalne i przedłuża młodość. Jeśli tylko jest odpowiednio wynagradzana, człowiek może mieć z niej więcej satysfakcji niż z przedwczesnej emerytury, której koszty obciążają pracującą część społeczeństwa. Wszystkie poprzednie ekipy rządzące zrejterowały pod presją tych, których charakteryzuje nie racja argumentów, a argument siły hałaśliwych protestów. Niech ta odwaga gabinetu Donalda Tuska będzie dobrą wróżbą na przyszłość. Teraz okaże się, czy po roku raczkowania rząd będzie potrafił mocno stanąć na nogach i ruszyć do przodu. Bo Polska musi ruszyć. Stojąc w miejscu - cofa się.
Dorota Wysocka-Schnepf
Dziennikarka "Wiadomości" TVP 1.Ma 38 lat