Piotr Jabłoński pojawił się w domu przy Ździebły w Jastrzębiu-Zdroju o godziny 9 rano. Strażakowi z 28-letnim stażem, starszemu inspektorowi ds. kontrolno-rozpoznawczych bez trudu przyszło zlokalizowanie czterech ognisk zapalnych w domu P. Od razu miał przeczucie, że coś tu jest nie tak.
Przeczytaj: Jastrzębie-Zdrój. Dariusz P. pochował żonę i czwórkę dzieci
- Pierwszy punkt, w którym palił się ogień, był na piętrze, gdzie spały cztery osoby. W szafie. Było tam też żelazko, ale niepodłączone do gniazdka. Nie mogło więc spowodować pożaru. Ślady wskazywały raczej na podpalenie ubrań - opowiada Piotr Jabłoński. - Kolejne trzy miejsca znalazłem na dole w salonie. Przy oknie były dwa punkty, gdzie spalił się fragment wykładziny. Tam właśnie znalazłem mysz, która w pyszczku miała fragment kabla. Tylko żaden z przewodów w pobliżu nie został przegryziony. Gryzoń także nie mógł więc spowodować pożaru - dodaje specjalista z Państwowej Straży Pożarnej w Jastrzębiu-Zdroju.
Strażak wiedział, że do pożaru nie doszło przypadkiem
- Jak na mistyfikację, to była ona powiedziałbym dość nieudolna. Jasne było, że ktoś podpalił dom. Kto to mógł zrobić, narzucało się samo, ale reszta należała już do policji - kończy Piotr Jabłoński.