Leszek Blanik (31 l.) swój pierwszy skok wykonał z kanapy w rodzinnym domu w Radlinie. Najważniejszy - na ścieżce w olimpijskiej hali w Pekinie. Fikołek z kanapy sprawił, że ojciec zaprowadził małego Leszka na trening. Skok w Pekinie zapewnił mu miejsce w historii, dla pierwszego naszego złotego medalisty olimpijskiego w gimnastyce sportowej. Pomiędzy tymi skokami minęło 22 lata. Droga do złota nie była łatwa, ale jej finał wynagrodził wszystkie wysiłki.
W domu państwa Blaników w Radlinie, gdzie wychował się złoty medalista z Pekinu, było gwarno. Rodzice, siostra Mirela i brat Darek - wszyscy w poniedziałek trzymali kciuki za Leszka. Napięcie rosło z każdą chwilą.
- Wiemy, że Leszek jest bardzo dobrze przygotowany - mówi pani Halina Blanik (58 l.), matka Leszka. - Temu występowi poświęcił się całkowicie. Przecież wystarczy jeden maleńki błąd i wszystko sypie się w drobny mak. To dzieje się w ułamku sekundy. Złe ułożenie dłoni, moment zawahania na rozbiegu i koniec...
Na szczęście Leszek wykonał oba skoki rewelacyjnie. A jego rywale się pomylili. - Wiedziałem, że będzie dobrze, jak ten Rumun upadł przy drugim skoku - wspomina pan Ludwik (64 l.), ojciec Leszka. Kiedy Leszek Blanik był dekorowany, najbliżsi nie kryli wzruszenia. Z oczu popłynęły łzy. - To ze szczęścia - tłumaczyła uśmiechnięta matka.
Rodzice z uśmiechem wspominają początki kariery Leszka. Miał wtedy dziewięć lat. Pewnego wieczoru poprosił ojca, by ten zszedł z kanapy, bo musi pokazać mu, jak robi "koziołka". Skok był udany!
- Mąż cały czas upierał się, że Leszek musi dużo ćwiczyć. Przez trzy lata dzień w dzień odprowadzał go na treningi - wspomina pani Halina.
Pan Ludwik z uwagą śledził wszystkie poczynania i sukcesy syna. Jak tylko pojawiły się pierwsze efekty ciężkiej pracy chłopca na sali gimnastycznej, założył mu specjalny album, do którego wklejał wycinki prasowe poświęcone jego startom.
- Mąż wkłada wiele serca w tę kronikę - uśmiecha się pani Halina. - A sterta gazet z artykułami o naszym Leszku rośnie coraz większa.
Leszek Blanik jest najmłodszym z całej trójki rodzeństwa. Jako jedyny opuścił Radlin. Rodzice już nie mogą się doczekać powrotu syna z Pekinu. - Teraz wszyscy czekamy, aż do nas przyjedzie i pokaże medal - śmieje się pani Halina. - Pamiętam jeszcze, gdy jako dziecko fikał swoje koziołki, a teraz jest mistrzem!