- Nie czuję się jak ktoś wyjątkowy - mówi skromnie chłopiec. - Musiałem przecież ratować wujka. Dobrze, że się udało... - dodaje.
Wuj Kazik (65 l.) to tak naprawdę jedyny krewny Adriana i jego ojca Mirosława (53 l.). Mieszkają we trzech w Kolonii Telaki koło Sokołowa Podlaskiego (woj. mazowieckie). Razem prowadzą gospodarstwo rolne. Przez kilka lat dom prowadziła mama chłopaka, ale uciekła z innym mężczyzną.
Feralnego popołudnia Adrian i wuj Kazimierz doglądali zwierząt w obejściu. Pan Mirek pojechał w pole siać zboże.
- Wuj powiedział mi, że ma zamiar iść do obory, podrzucić siana cielakowi - chłopiec wspomina traumatyczne chwile. - Ale długo nie wracał. Poszedłem więc za nim i... aż krzyknąłem z przerażenia - przyznaje.
Mężczyzna powiesił się w drzwiach komórki, na wystającym z futryny zawiasie... Chłopiec przezwyciężył strach i pobiegł do domu po nóż. Przeciął sznur i sprawdził tętno wisielca. Wyczuł lekkie pulsowanie... Rzucił się wtedy biegiem po ojca. - Tato, tato, wujek umiera - krzyczał, wymachując rękami. Pan Mirosław zadzwonił po pogotowie. Karetka szybko przyjechała na miejsce. Niedoszły samobójca trafił do szpitala w Sokołowie Podlaskim. Jego stan lekarze określają jako ciężki, jest jednak szansa, że odzyska przytomność.
Dlaczego Kazimierz się powiesił? Kiedy Adrian i jego tata myślą o tym, przypominają sobie, że mężczyzna ostatnio był jakiś dziwny... Miał depresję. Dużo mówił o śmierci. Wspominał też znajomego, który odebrał sobie życie, zaciskając pętlę na szyi.
- Głośno zastanawiał się przy nas, jak to jest, gdy śmierć przychodzi - mówi Mirosław Rytel. - Teraz już wie... Pan Mirek ma jednak nadzieję, że brat wyzdrowieje i podziękuje jego synowi za uratowanie życia.