W niedzielę Jan Ołdakowski postanowił spełnić swój obywatelski obowiązek. Wraz z żoną udał się do komisji obwodowej w swoim okręgu i oboje zagłosowali na tę samą kandydatkę. Kilka dni po wyborach kobieta w nich startująca skontaktowała się z dyrektorem Muzeum Powstania Warszawskiego. - Kandydatka, na którą głosowaliśmy z żoną, powiedziała mi, że dostała 1 głos - zdradza Ołdakowski. I podkreśla, że sam także sprawdził to w komisji wyborczej. Sfotografował nawet wyniki głosowania, na których widać, że przy nazwisku kandydatki, na którą głosował wraz z żoną, jest wpisany jeden głos.
Czytaj: Wiktor Świetlik: Bałagan w PKW dowodem na rozkład państwa
- Gdzie się zgłasza oszustwa wyborcze? Gdzie, do licha, byli ci mężowie zaufania? - pyta Jan Ołdakowski, który nie zamierza tak zostawić tych co najmniej dziwnych wyników. Zwłaszcza że jest ich więcej. - W moim obwodzie na startującą w wyborach znajomą głosował mąż i dwoje dzieci. Kobieta powinna więc uzyskać co najmniej 3 głosy. Tymczasem w protokole przy jej nazwisku widnieje informacja, że otrzymała tylko jeden głos - powiedział dyrektor muzeum portalowi PolskieRadio.pl.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail