O bulwersującej sprawie lekarza pisaliśmy w "SE" wczoraj. Od początku roku profesor Jawień przyjął na swój oddział 500 chorych więcej, niż zakładał limit wyznaczony przez NFZ. Dzięki temu okres oczekiwania w szpitalu w Bydgoszczy na operację chirurgiczną zmniejszył się z roku do sześciu miesięcy. Profesor i jego współpracownicy za to, że przez pół roku przyjęli ponad 40 procent więcej pacjentów, nie dostali ani grosza. - Ja leczyłem tylko ludzi - mówi "SE" profesor. Za to został jednak ukarany. Dyrektor szpitala zabrał mu siedem tysięcy złotych z wynagrodzenia. - To nie chodzi o te siedem tysięcy złotych - mówi nam lekarz. - Co ja mam powiedzieć człowiekowi, którego historię choroby mam przed sobą i wiem, że musi być zoperowany? Nie przyjmę pana? Nie pomogę panu, bo mi się skończył limit wyznaczony przez Narodowy Fundusz Zdrowia? - pyta retorycznie profesor Jawień.
Kiedy ujawniliśmy tę szokującą sprawę, w naszej redakcji rozdzwoniły się telefony. Nasi Czytelnicy są oburzeni postawą NFZi dyrekcji szpitala. Co na to urzędasy z Funduszu? - My musimy ustalać liczbę osób, które mogą być operowane, bo brakuje nam środków - tłumaczy Wiesław Kiełbasiński, dyrektor Funduszu w Bydgoszczy. - Jeżeli okaże się, że operacje ponadlimitowe przeprowadzone na oddziale profesora Jawienia ratowały życie, Fundusz za nie zapłaci - obiecał "SE" Kiełbasiński.
Mamy nadzieję, że rozsądek zwycięży i wybitny lekarz nie będzie cierpiał za to, że pomaga ludziom i spełnia swój obowiązek.