Z kobietami lepiej nie zadzierać. Przekonali się o tym strażacy ochotnicy ze Świeligowa (woj. wielkopolskie), którym zaradna sołtysowa zabrała remizę! Bo zamiast gasić pożary, ponoć gasili w niej pragnienie. To wystarczyło, by rozjuszyć ogniomistrzów, a wojna o remizę podzieliła wieś na dobre!
Nad Świeligowem unoszą się dymy wojennej pożogi. Wojna o miejscową remizę podzieliła mieszkańców tak bardzo, że ludzie sobie "szczęść Boże" przestali mówić. O co poszło? O zachowanie strażaków! Ponoć alkoholizowali się tam całymi dniami, a w takim stanie gasić pożary nie sposób. Sołtysowa Kazimiera Panek nakazała więc swojemu rzecznikowi Janowi Sobańskiemu (74 l.) zamknąć remizę. I zaczęła się wojna.
- To po prostu absurd, żeby strażacy nie mieli swojej remizy! - wścieka się Bronisław Włodarczyk (66 l.), honorowy członek i były prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Świeligowie. - To my budowaliśmy tę remizę i ona powinna być nasza - wtóruje mu Edward Pawlaczyk, drugi honorowy prezes OSP. On również jest bezsilny wobec decyzji żelaznej sołtysowej. - Remiza została wybudowana z pieniędzy gminy, a strażacy ją tylko demolowali i urządzali tam popijawy - mówi rzeczowo Jan Sobański (74 l.) wyznaczony przez panią sołtys na jej rzecznika. To on, nie pytając strażaków o zdanie, wymienił zamki w drzwiach. I tyle strażacy widzieli remizę. - Myśmy tam tylko jak ktoś umarł kielicha wychylili. To taka tradycja! A zresztą remiza jest nasza, bo to ja załatwiałem cement na budowę - odpowiada rozwścieczony strażak Edward Pawlaczyk.
Wieść gminna niesie, że już wkrótce zwaśnione strony będą musiały usiąść przy okrągłym stole. Sądząc po wojennym nastawieniu strażaków, to będzie trudna dyskusja. - Porozmawiamy, ale racja musi być po naszej stronie - przekonują strażacy.