Wczoraj poseł Wojciech Mojzesowicz odszedł z PiS. W perspektywie strategicznej nie zmieni to tej partii, nie odbiera jej atutów. Ale też nie przysporzy PiS głosów. Może być jednak problemem w perspektywie taktycznej.
Dostrzegałbym tu zasadniczą różnicę między poprzednimi dysydentami z PiS a posłem Mojzesowiczem. Owi dysydenci byli z reguły politykami o silnych związkach z prawicą - uczestniczyli wcześniej w innych ruchach o tej proweniencji ideologicznej. Za przykład niech posłuży poseł Libicki, który był bardziej znany ze swojej działalności w ZChN niż w PiS, przewijał się przez różne formacje prawicowe lat 90. Poseł Mojzesowicz to człowiek z zewnątrz, znany - i wiarygodny - z roli obrońcy środowisk wiejskich. W tym sensie to jest strata dla PiS - to pierwszy dysydent, którego odejście może szkodzić wizerunkowi tej partii. Istotnym elementem tego wizerunku jest przecież przedstawianie się jako partii związanej z mniejszymi miejscowościami i wsią, w odróżnieniu od wielkomiejskiej, aglomeracyjnej Platformy. Nie będzie to rewolucyjnie duża strata, ale PiS trudniej będzie pozyskiwać wyborców nieco bardziej oddalonych od stereotypowego wyborcy prawicy. Mojzesowicz był brakującym ogniwem między PiS a dawną Samoobroną, czy między PiS a PSL. Dlatego jest to pierwszy personalny ważny kłopot PiS. Ośmielam się twierdzić, że na żadnym poprzednim dysydencie partia ta nie straciła ani jednego głosu.
Myślę jednak, że Jarosław Kaczyński zbytnio nie przejmuje się odejściem Mojzesowicza, gdyż wie, że ma swój twardy elektorat. On nie daje szans na zwycięstwo w wyborach, ale daje pewne drugie miejsce. Kaczyński zapewne zdaje sobie również sprawę, że stereotypy narosłe wokół PiS są tak silne, że ich przezwyciężenie w ciągu jednej kadencji jest bardzo trudne. Liczy na rozczarowanie rządami Platformy, na absencję wielu wyborców ugrupowania Donalda Tuska - co pozwoli wrócić PiS do wielkiej gry.
Myślę, że odejście Mojzesowicza spowodowały dwa czynniki. Pierwszy: Kosma Złotowski, który miał być "jedynką" w Bydgoszczy, to polityk silnie związany z regionem, natomiast Czarnecki jest identyfikowany ogólnopolsko. Wybory do PE raczej nie będą miały jednak regionalnego charakteru, albowiem przyciągną żelazny elektorat poszczególnych partii politycznych - wskazują na to zapowiedzi niskiej frekwencji. W przypadku żelaznych elektoratów ważne są postacie najbardziej identyfikowane, wyraziste - najsilniej związane z samą partią, a nieco mniej lokalne autorytety.
Drugi czynnik to kwestia dyscypliny w PiS. Jarosław Kaczyński stoi przed tradycyjnym dylematem: czy godzić się na demokratyczną dyskusję w obrębie partii, ryzykując jej destabilizację, czy też nawet kosztem odchodzenia pojedynczych polityków utrzymać zwartość całej formacji. Wydaje się, że przewaga PO powoduje, że Kaczyński musi wybrać ten drugi wariant. Zdaje sobie sprawę, że inaczej może podzielić los ugrupowań prawicowych z początku lat 90.
Rafał Chwedoruk
Doktor nauk humanistycznych, pracownik Instytutu Nauk Politycznych UW