Kiedy urzędnicy PKW podejmowali decyzję w sprawie partii Palikota, jej lider wyciszał się ze znajomymi w dolinie rzeki Biebrzy. Wśród bagien i torfowisk towarzystwo podpatrywało życie ptaków, zachwycało się budzącą do życia roślinnością. Był też lot balonem. Raj na ziemi. Aż tu nagle przyszła wiadomość z Warszawy.
- Bezduszność, formalizm, absurd urzędniczy nas nie zatrzymają - krzyczy Palikot z barykady. I zapowiada, że jeśli PKW wyrejestruje jego partię, to stworzy drugą i wystartuje.
Przeczytaj koniecznie: Skreślają Palikota
Według politologów cała historia może mieć drugie dno. Nie dają wiary, że Palikot biznesmen nie znał przepisów. Mógł celowo nie złożyć sprawozdania o czasie.
- Być może nie chce kompromitacji w tych wyborach i sam się wycofuje. Jest realistą i optymistą. Wie, że za kilka lat może wrócić mocniejszy - rozważa politolog prof. Mirosław Karwat.