- Wyrwali się spod skrzydeł rodziców i myślą, że wszystko im wolno. Są nie do wytrzymania. Piją po nocach, a w dzień śpią. A dziewczyny są gorsze od chłopaków! - pomstuje właścicielka mieszkania na trzecim piętrze, które sąsiaduje ze studencką metą. Chodziła na policję i do administracji spółdzielni, ale wszystko na nic. Zakrapiane imprezy jak były, tak są. - W końcu sami się pozabijają, a przy okazji zrobią komuś krzywdę - dodaje. Dwa lata temu w tym właśnie domu przy ul. Małachowskiego już doszło do tragedii.
- Wtedy w mieszkaniu na czwartym piętrze urządzili sobie konkurs plucia na odległość. I jeden przeleciał przez barierkę balkonu. Trup na miejscu - przypominają sobie mieszkańcy.
Teraz impreza odbyła się piętro niżej. - Ja nic nie pamiętam. Piliśmy całą noc. Potem nad ranem trafiłem do tego mieszkania na dalszą część imprezy. No i spadłem z balkonu. Bo to był jakiś zakład. Ale o co, to już nie wiem - relacjonuje 20-letni Andrzej P. Miał więcej szczęścia niż rozumu, bo tylko uszkodził sobie bark.
- Nie będziemy z wami rozmawiać, bo nie musimy. Co miałem do powiedzenia, to powiedziałem na policji. Ja nawet nie wiem, jak ten chłopak się nazywa i co studiuje. Spotkaliśmy się w klubie - usłyszeliśmy od studenta, który otworzył nam drzwi mieszkania na trzecim piętrze. Tymczasem postępowanie wyjaśniające w sprawie studenckich brewerii prowadzi toruńska policja.
Zobacz: Po pierwszych ekshumacjach wciąż nie ma dowodów na zamach