Kim naprawdę jest Aleksander Gudzowaty, człowiek, o którym mówi Władimir Putin i który potrafi zachwiać polską sceną polityczną? Tylko nam ten wpływowy biznesmen zdradza kulisy swojego życia.
K - jak Kaczyńscy bracia
Jarosław miał bardzo wiele propolskich poglądów. Ma jednak jedną okropną wadę - stara się być inkwizytorem. I można powiedzieć, że zapędy autokratyczne pogrążyły go. Polityka to służba. Od popisów i arii jest operetka, a nie kraj. Lech Kaczyński dużo mi zawdzięcza. Sąd uznał, że zniesławił mnie. Zgodziłem się na zawarcie ugody i przyjąłem jego przeprosiny. Wiele osób miało do mnie pretensje, że odpuściłem "Kaczorowi". Zapłaciłem za to wysoką cenę. Ale nie mogłem się inaczej zachować, skoro człowiek uznał swój błąd i zdecydował się przeprosić. Czy wierzyłem w szczerość tych przeprosin? Moja decyzja świadczy o tym, że chciałem wierzyć. Inna sprawa, że już po wszystkim bracia parę razy się po mnie przejechali...
K - jak Kossek Marcin
Zakładałem, że jest specjalistą i człowiekiem honoru. Zaufałem mu i traktowałem jak członka rodziny. Okazał się zwykłym kapusiem. Nie wierzyłem, kiedy ludzie mówili mi, że szefem mojej ochrony jest szpicel ABW. W końcu przetestowaliśmy go. Puściliśmy fałszywkę, która szybko wypłynęła. Wtedy nie miałem już wątpliwości. Czy dzisiaj może mi zaszkodzić? Dzisiaj może mnie w d pocałować.
K - jak Kwaśniewski
Sympatyczny dworzanin. Żaden z niego polityk i mąż stanu. Ten jego dwór był okropny. Wszyscy chodzili po pałacu w kolorowych pończochach. Jedna wielka gra pozorów. W dodatku przykleiło się do niego mnóstwo szemranego towarzystwa. I tu Kaczyński miał rację. Pytanie, czy u niego nie jest tak samo...
L - jak luksus
Wbrew pozorom nie wymagam za wiele od świata. Nie szpanuję, nie kupiłem sobie jachtu, samolotu. Staram się pomagać. Mamy bardzo dużą akcję społeczną. Bogaci muszą pomagać. To taki trzeci podział dochodów. Muszę jednak przyznać, że lubię... dziwactwa. Jakie? Mieszkam w domu razem ze zwierzętami. Osły na mój widok lecą i ryczą. Daję im herbatniki. U mnie wszystkie zwierzęta jedzą herbatniki. A zwierzaków mam mnóstwo, bo ludzie ciągle podrzucają nam psy i koty. Potem stoją biedaki przed bramą i czekają na swoją legalizację.
L - jak loża minus pięć
Niemal wszyscy politycy tępili mnie za gazową przynależność. Nie muszę mówić, jak bardzo w interesach to przeszkadza. Teraz wiem, dlaczego to robili. Wszystko działo się za sprawą mafii gazowej, która jest niezwykle silna. Wszelkie ruchy przeciwko niej są bezsilne. Jest kryta przez kolejne władze. Dlaczego? Bo ma bardzo mocne umocowanie w służbach. A to one szykują laurki dla władzy i mówią - "ten jest dobry, ten jest zły". Kiedyś poetycko nazwałem tych ludzi - "lożą minus pięć" - od poziomu piątego piętra w piekle. A teraz mogę powiedzieć, że to są bandziory. Potrafiłbym wskazać, kim są. Ale nie zrobię tego. Czy się ich bałem? Są niebezpieczni, więc liczyłem się z najgorszym.
M - jak młodość
Kim chciałem zostać w młodości? Konkretnych planów nie miałem. Wiedziałem tylko, że nie chcę być inżynierem wielkiego pieca. Kiedy wyobraziłem sobie siebie przy wielkim piecu, zrezygnowałem ze studiów na politechnice. Do tej pory trzymam w domu indeks z metaloznawstwa, zresztą z doskonałymi ocenami. Sam dziekan przychodził i pytał matkę, dlaczego rzuciłem uczelnię. Płakała, ale nic nie powiedziała. Potem przez pewną uroczą panią zostałem zaciągnięty na Uniwersytet Łódzki, na kierunek ekonomiczno-socjologiczny. Skończyłem go z niezłym wynikiem. Najtrudniejsza była ekonomia polityczna socjalizmu. Myśl Lenina była nie do przejścia. Zresztą nikt tego nie czytał. Wpadliśmy więc na pewien pomysł - na wykładach i egzaminach cytowaliśmy... rzekome myśli Lenina. I żaden z egzaminatorów nie odważył się zakwestionować cytatów z klasyka.
M - jak Miller Leszek
Kiedy dochodził do władzy, widziałem polityka, którego znam. I który ma dobre intencje. Miałem nadzieję, że zrobi porządek z tymi wszystkimi nieprawidłowościami. Ale nie zrobił. Odsunąłem się od niego. Nie mieliśmy po drodze. Teraz znowu jest Millerem, więc się spotykamy. Uważam, że jest mądry, a przegrana wiele go nauczyła.
M - jak Miodowicz Konstanty
W moim życiorysie występuje jako intrygant. Narobił mi świństw, bo sfałszował dokumenty na temat Bartimpeksu. Podpisał się, chociaż wiedział, że autoryzuje ohydny paszkwil. To była klasyczna podkładka do późniejszego czarnego pijaru. Sprawa jest w prokuraturze. A służby milczą jak zaklęte. To niebywała sprawa, że służby, które mają służyć państwu, służą politykom. Po co to robił Miodowicz? Na czyje zlecenie działał? Aż boję się pomyśleć.
Czytaj część 1 Alfabetu Gudzowatego "Daję sobie 25 000 zł kieszonkowego"