Sprawca masakry, 30-letni Radosław W., czekał na funkcjonariuszy w domu. Nie miał czasu na ucieczkę. Rzucił się na nich z zakrwawioną siekierą w ręku. Nagle zatrzymał się, położył lewą dłoń na podłodze i próbował ją sobie uciąć... Wtedy został zatrzymany.
Do tej tragedii doszło w piątkową noc. Radosław pokłócił się z matką i ojcem. Wpadł w szał. W pewnym momencie złapał za siekierę i rzucił się na rodziców. Ci zrozumieli, że syn jest gotowy na wszystko. Zaczęli uciekać do piwnicy. Z domu uciekła też przerażona siostra oprawcy Joanna W. To ona poprosiła o pomoc policję...
Jednak dla Danuty i Tadeusza W. było już za późno. Radosław W. dopadł ich w kotłowni. Rąbał oboje bez opamiętania. Skończył dopiero wtedy, kiedy z ojca i matki została krwawa miazga. Małżeństwo nie miało szans na przeżycie ataku. Oboje zmarli, zanim na miejscu pojawiło się pogotowie ratunkowe.
CZYTAJ TEŻ: Mszana Dolna: Porsche spłonęło jak auto Paula Walkera [FILM]
Radosław W. nie zdążył uciec - na miejscu szybko pojawiła się policja. - Mężczyzna groził policjantom. W pewnym momencie chciał obciąć sobie lewą rękę, ale tylko się okaleczył. Został obezwładniony i przewieziony do szpitala. Potem do policyjnej izby zatrzymań - relacjonuje nadkom. Elwira Jurasz (37 l.) z Komendy Miejskiej Policji w Bielsku-Białej.
Siostra mężczyzny nie wróciła już do rodzinnego domu. Jest pod opieką rodziny. Sprawca nie wyjawił, jaki był powód tego makabrycznego morderstwa. Wśród sąsiadów uchodził za spokojnego, dobrze ułożonego mężczyznę. Ostatnimi czasy pomagał matce w prowadzeniu rodzinnego sklepu.
Nieliczni sąsiedzi mówią jednak, że miał depresję, a w dodatku problem z narkotykami. W chwili zatrzymania w jego organizmie nie było jednak ani narkotyków, ani alkoholu.
Za podwójne morderstwo Radosławowi W. grozi dożywotnie więzienie.