Życie pani Janiny, tak jak życie tysięcy innych mieszkańców Bogatyni, szybko nie wróci do normy. Ludzie stracili domy, dorobek życia, rodzinne pamiątki. - Woda zabrała nam wszystko. Mamy jednak nadzieję, że nie zostaniemy sami - mówią powodzianie, wypatrując pomocy.
Pani Janina spokojnie krzątała się po kuchni, gdy usłyszała przeraźliwy szum wody. - To było jak bulgotanie wody w garnku - opisuje starsza pani. Nie minęło kilkanaście sekund, a kobieta znalazła się w pułapce. - Gdyby nie rodzina, utonęłabym - mówi. Staruszce, która przeżyła wojnę i niejedno już w życiu widziała, z powodzi został tylko święty obrazek. - To chyba cud - mówi pani Janina, a słowa więzną jej w gardle.
Teraz dla kobiety ten obraz będzie najważniejszy. - Nic innego mi nie zostało - mówi i pokazuje zupełnie puste mieszkanie, bo wyrzucić trzeba było wszystko. Przed wielką wodą uciekali też Małgorzata (40 l.) i Sławomir (50 l.) Bialikowie, którzy w centrum Bogatyni prowadzili mały sklepik z odzieżą. - Byłam bezrobotna, wszystko poświęciłam, żeby założyć ten biznes, a teraz muszę to sprzątać ze szlamu - mówi pani Małgosia i opisuje, jak w dramatycznych okolicznościach ratowała swoje życie. - Mamy nadzieję, że ktoś nam pomoże i nie zapomni o nas za kilka dni - mówią małżonkowie.
Tymczasem sprzątanie po wielkiej wodzie w Bogatyni trwa w najlepsze. Żołnierze pomagają przeczesywać spustoszony przez powodziową falę teren. A ludzie z niepokojem nasłuchują kolejnych informacji od służb porządkowych. Powodzianie podejrzewają bowiem, że ofiar wody (wg oficjalnych informacji są 3 ofiary) może być więcej. - Widzieliśmy, jak fala porywała kobiety - mówią ludzie. - Teraz pozostaje nam tylko się modlić - pani Janina składa ręce i mówi: - Wierzę, że Bóg nad nami czuwał, inaczej nie uratowałby mi się ten obraz.