Ewa Tylman zaginęła 23 listopada ubiegłego roku. W chłodną noc wracała z imprezy firmowej ze swoim kolegą Adamem Z. Na monitoringu widać, jak Adam Z. prowadzi ulicami Poznania z Ewę Tylman. Idą w stronę Mostu Rocha. Mężczyzna najpierw twierdził, że rozstał się z koleżanką w okolicach Mostu, ale potem na jaw wyszło zupełnie co innego. Adam Z. usłyszał zarzut zabójstwa z zamiarem ewentualnym, bo okazało się, że mężczyzna była z kobietą na brzegu rzeki a potem widział jak Ewa Tylman tonie.
Kobiety szukano w Warcie osiem miesięcy. W ubiegłym tygodniu przypadkowy spacerowicz zauważył kobietę w wodzie. Niestety ciało było w takim stanie, że tylko po rzeczach osobistych można było stwierdzić od razu, czy to Ewa Tylman. Przy kobiecie odnaleziono między innymi kartę kredytową z jej nazwiskiem. Prokuratura zleciła szereg badań dodatkowych na potwierdzenie tożsamości wyłowionego ciała. – Dopóki nie zobaczę wyników, nie będę się wypowiadał – zapowiada ojciec.
Tymczasem na jaw wyszły obrzydliwe zachowania współpracowników zakładu pogrzebowego, który transportował zwłoki do Zakładu Medycyny Sądowej. Dwóch mężczyzn w trackie przekazywania ciała na sekcję fotografowało się z odnalezioną kobietą. Tylko szybka reakcja ochroniarza doprowadziła do zabezpieczenia tych zdjęć przez policję. – To obrzydliwe, nie mogę w to uwierzyć, że mogli to zrobić – mówi Andrzej Tylman i podtrzymuje swoje wcześniejsze słowa, że jeśli okaże się, że to jego córka to będzie mógł domagać się odszkodowania od tych mężczyzn.
Na razie mężczyźni usłyszeli zarzut znieważenia zwłok. Zarzut usłyszał również mężczyzna, który odnalazł w poniedziałek wieczorem ciało w Warcie. Będzie on odpowiadał za usiłowanie ujawnienia informacji ze śledztwa.
Czytaj: Zbezcześcili ciało Ewy Tylman. Trafią za kraty na kilka lat?