Wrocław. Serce Kamila przestało bić

2014-07-15 11:11

Sprawa 17-letniego Kamila z Wrocławia dzięki jego matce i przyjaciołom zyskała rozgłos na całą Polskę. Kilka dni temu chłopak został przewieziony do szpitala po ciężkim wypadku samochodowym. Niestety, lekarze orzekli tzw. śmierć mózgu. Serce Kamila biło już tylko dzięki aparaturze podtrzymującej życie. Lekarze uznali, że chłopak zostając dawcą organów może uratować inne życia, w poniedziałek chcieli go odłączyć od aparatury podtrzymującej funkcje życiowe. Jego matka twierdziła, że wystawiając diagnozę popełnili błąd... Pod szpitalem trwał protest. Serce Kamila przestało Bić w nocy z poniedziałku na wtorek.

Dramat we wrocławskim szpitalu specjalistycznym im. Marciniaka przy ul. Traugutta dobiegł końca. Od kilku dni trwał tam protest przeciwko odłączeniu 17-letniego Kamila od aparatury podtrzymującej życie. W piątek chłopak uczestniczył w niezwykle groźnym wypadku samochodowym. Jego serce przestało samo bić w nocy z poneidziałku na wtorek. Jego matka nie zmieniła zdania w kwestii pobrania od niego organów.

Sprawa 17. Kamila z Wrocławia

- Trafił do nas w bardzo ciężkim stanie. Tragicznym. Lekarze zrobili wszystko, co mogli, żeby uratować życie tego chłopca. Niestety, nie udało się – czytamy na portalu gazetawroclawska.pl wypowiedź dyrektora szpitala Marka Nikiela.

Lekarze stwierdzili tzw. śmierć mózgu. Jak podawał portal gazetawroclawska.pl, lekarze chcieli by rodzice wyrazili zgodę na pobranie od Kamila narządów. Jego ojciec miał wyrazić na to zgodę twierdząc, że chce, by serce jego syna żyło w innym ciele. Przeciwni podjęciu takich kroków byli matka chłopaka oraz jego przyjaciele, którzy zorganizowali pod szpitalem protest. Lekarze tłumaczyli jednak, że na przywrócenie świadomości chłopaka nie było już szans.

- To nie była decyzja lekarzy, tylko stwierdzenie faktu. Rozumiem ból rodziny. Trzeba jednak zdać sobie sprawę, że aparatura nie podtrzymuje 17-latka przy życiu, tylko zapewnia funkcjonowanie narządów, które mogą innym osobom uratować życie - mówił  dyrektora szpitala.

Matka Kamila twierdziła, że możliwe było wybudzenie go. Podobno wyznała, że w pewnym momencie Kamil ścisnął jej rękę. Lekarzy z dolnośląskiego szpitala posądziła o popełnienie błędu, gdyż jej syn w chwili orzekania śmierci mózgu znajdował się w śpiączce farmakologicznej. Zawiadomiła nawet policję o możliwości popełnienia przestępstwa.

Mimo wszystko zarówno dyrektor szpitala jak i lekarze byli pewni swojej decyzji. - Stwierdzenie faktu śmierci mózgu potwierdził nie tylko zespół trzech lekarzy, specjalistów w swojej dziedzinie, ale także badanie angiografem – zaznaczył w wypowiedzi dla "Gazety Wrocławskiej" dyrektor Marek Nikiel.

Lekarze mieli odłączyć chłopaka od aparatury podtrzymującej życie w poniedziałek o godzinie 14.25, jednak w zaistniałej sytuacji zmienili zdanie i postanowili poczekać na zgodę matki. Medycy zaznaczyli jednak, że im dłużej będą zwlekać z tą decyzją, tym większa szansa, że organy Kamila „obumrą" i nie będą nadawały się do przeszczepu. Tym samym, nie uratują nikomu życia. Kamil zmarł w nocy z poniedziałku na wtorek. Jego serce samo przestało bić. 

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki