Czy to możliwe, by balony sprzedawane w Polsce były niebezpieczne dla swych użytkowników - głównie zresztą dzieciaków? Takie pytanie najbardziej nurtuje teraz rodzinę Dybichów z Dąbrowy Górniczej. Sprawę bada również policja. Ania (5 l.), córeczka Magdaleny i Kamila Dybichów została poparzona w wyniku samozapalenia się jednego z takich balonów.
- Gdyby nie widział, sam miałbym trudno w to uwierzyć - mówi Kamil ojciec dziewczynki. Balony zostały kupione na straganie przy parafialnym kościele w Dąbrowie Górniczej. W Wielką Sobotę. Tydzień później doszło do zdzdarzenia, od którego ciarki chodzą po plecach. - Ania bawiła sie z Marcele (7 l.). Grali balonem. W pewnym momencie balon zapalił sie. Pomiędzy naszymi dziećmi zawisnęłą w powietrzu kula ognia. Podbiegłem i zdusiłem ogień dywanem. Ania sie poparzyła w rączkę, miała też nadpaloną grzywkę. Nie są to wielkie oparzenia. Znacznie bardziej odbiło się to na ich psychice. Był wielki strach. Oboje bardzo krzyczeli. Marcel na dwa dni stracił głos - opowiada chwilę trwogi ojciec dzieci.
W pokoju dziecięcym nie było żadnego źródła ognia. Balon zapalił się sam, choc wydaje sie to nieprawdopodobne. Dlaczego? To ma wyjaśnić dochodzenie, którym zajęła sie policja. Pan Kamil gdy już cała rodzina ochłonęła z wrażenia po wydarzeniu, postanowił pójść ze sprawą na policję. O zapalającym sie balonie napisał na facebooku. Dzięki temu zebrał pięć balonów kupionych na tym samym straganie. Z niemi udał sie na komendę policji, mimo tego, że dla postronnego obserwatora mogło to wyglądać komicznie. - Nie mamy pojęcia dlaczego tak sie stało. Wiemy jednak, że takie balony powinny być w stu procentach bezpieczne i trzeba sie dowiedzieć jak doszło do zapłonu? Czy materiały tych balonów mogą sie zapalić kiedy się naelektryzują? Czy może, tak jak tłumaczył mi to na portalu jakiś fizyk, sam materiał, to tworzywo sztuczne, może sie zapalić w wyniku mechanicznego uszkodzenia? Wreszcie może balony są napełniane wodorem zamiast helem. Ponoć wodór jest kilka razy tańszy niż hel - zastanawia sie Kamil Dybich.
Strach pomyśleć co mogło by się stać, gdyby balon zapalił siew nocy, albo podczas nieobecności nikogo w mieszkaniu. Policja prowadzi śledztwo. Zna personalia handlowców, którzy sprzedali fatalny balon. Jednak jest za wcześnie by cokolwiek przesądzać. Jak mówi rzecznik policji Mariusz Miszczyk kluczowe będą opinie biegłych i badania, które być może odkryją jak doszło do zapłonu balonu oraz jakim gazem był on napełniony.
Ani Ania, ani Marcel nie chcą już słyszeć o balonach, choć wcześniej je uwielbiali. Rodzice także nie kupią już dzieciakom balonów. I odradzają to innym.
Zobacz: Pobił 3-miesięcznego syna i znęcał się nad starszym. Ojciec z ZARZUTAMI