Zmierzchało już, kiedy ojciec i syn, zapaleni myśliwi, postanowili zapolować na swoim polu, gęsto obsianym rzepakiem. Kiedy Lech P. zasadził się na skraju pola, jego syn Grzegorz poszedł wypłoszyć z rzepaku buszujące w nim zwierzęta. Gdy po chwili Lech P. zobaczył czarny kontur wielkiego - jak sądził - zwierza, bez zastanowienia przyłożył oko do lunety swojego sztucera i wypalił! Po chwili dotarło do niego, że popełnił straszną pomyłkę.
Zamiast dorodnego dzika, w rzepaku znalazł swojego syna! Dookoła było mnóstwo krwi. Strzał, który oddał ojciec, był tragicznie precyzyjny. Kula przeszła przez głowę Grzegorza! Mężczyzna walczy teraz o życie w gryfickim szpitalu.
- To straszna tragedia! Ojciec jest w szoku. Teraz najważniejsze, by Grzesiek przeżył. Jest w bardzo ciężkim stanie, ale wierzymy, że będzie żył - mówi zdruzgotana córka Lecha P., starsza siostra Grzegorza.
Policja ustaliła, że Lech P. nie miał prawa strzelać. Ten były radny, właściciel gospodarstwa i hurtowni alkoholi, nie ma pozwolenia na broń. Trzy lata temu toczyła się przeciwko niemu sprawa o kłusownictwo.
- Stary P. nie pierwszy raz strzelał, gdzie popadnie i rozbijał się samochodami po polach. Tu zawsze była samowola - opowiada jedna z mieszkanek Płotów. - To bogaty człowiek i ma wszędzie znajomych, to się go wszyscy boją. Szkoda jego syna. Oby chłopak przeżył - dodaje, łapiąc się za głowę.
Lech P. został przesłuchany przez policję. Od gryfickiej prokuratury zależy, czy trafi do aresztu.