To był bardzo ciepły lipcowy dzień 1994 r. Mimo upału Monisia miała gorączkę. Julia Markowska, babcia dziewczynki, zabrała ją do lekarza. Ku zdziwieniu kobiety poszedł razem z nimi Robert B.
– Choć był ojcem Moniki, to nie był z nią związany. Nie czuł miłości do własnego dziecka. Nie wiedziałam dlaczego nagle się zmienił – wspomina kobieta.
Nie spodziewała się, że ten dzień zamieni się w koszmar. Po wizycie u lekarza udali się po leki. Kobieta weszła do apteki, a kiedy z niej wyszła, Monisi i Roberta już nie było.
– Spuściłam ją z oczu tylko na kilka chwil, a ona zniknęła – kobieta nie może powstrzymać łez. Od tamtej pory rodzina nie widziała dziecka.
ZOBACZ TEŻ: Iwona Wieczorek porwana i otruta?
Robert B. pojawił się kilka dni po porwaniu córeczki. Mówił, że oddał dziecko jakimś ludziom, handlarzom złota na bazarze. Kiedy prokuratura wszczęła śledztwo, zdołał uciec. Jednak policji udało się go zatrzymać. Postawiono mu zarzut uprowadzenia i sprzedania dziecka. Mężczyzna wyszedł z aresztu i ponownie zwiał. Wrócił po 10 latach.
W 2009 roku prawomocnym wyrokiem został skazany na 15 lat więzienia. Wysokość kary podtrzymał także Sąd Apelacyjny we Wrocławiu. Jednak zanim wyrok zdążył się uprawomocnić mężczyzna zniknął po raz trzeci. W czwartek wreszcie wpadł.
– Mężczyzna został zatrzymany w Austrii, przebywa w areszcie. O jego deportacji zadecyduje tamtejszy sąd – mówi Sławomir Masojć, rzecznik legnickiej policji.
Rodzina odetchnęła z ulgą na wieść o zatrzymaniu porywacza i ma nadzieję, że w końcu dowie się gdzie jest Monisia. – Jak wygląda? Czy wciąż ma kręcone blond włoski? Czy jest szczęśliwa? Śniła mi się. Powiedziała, że przyjdzie do mnie – Julia Markowska chwyta sie za serce.