- Zabili mi syna w Holandii. A w sobotę skończyłby 23 lata. Ja nie wiem jak do tego doszło. Chcę żeby to zostało dokładnie wyjaśnione. Czy policjanci mieli prawo strzelać do syna i dlaczego nie strzelali mu w nogi?! Liczę na to, że nasza ambasada będzie interesowała się tą sprawą. Ciekawe czy jak na miejscu syna byłby Holender, to też by do niego strzelali? A może doszło do tego, że był po prostu Polakiem – mówi, płacząc Stanisław Rumiński.
Zobacz też: Funkcjonariusz BOR-u zabił się przez miłosny zawód?
Pan Stanisław to emerytowany górnik. Od śmierci żony w 2005 roku samotnie wychowywał trójkę dzieci. Grzegorz był najstarszy.
- W Polsce nie miał pracy. Nie chciał być na moim utrzymaniu. Skończył szkołę średnią, a roboty nie było. Przez internet znalazł firmę z Opola i pojechał w marcu do pracy do Holandii. Tam zarabiał 7 euro na godzinę. W Polsce miał trochę długów, ale jak tam zaczął pracować, to przysłał mi pieniądze abym za niego pooddawał. To był dobry chłopak. Nie był z niego żaden bandyta! Na pewno nie kradł samochodów, ani nie handlował narkotykami. Co tam zaszło w tej Holandii? – łka ojciec zastrzelonego Polaka.