Krzysztofa Ś. codziennie odwiedzają żona i rodzice. - Nie wiemy, kiedy wróci do domu. Nawet lekarz nie chce na razie tego powiedzieć - martwi się Jadwiga Ścieszka (64 l.), babcia tragicznie zmarłej Oliwki. - Przyjechała nas wspierać w tym nieszczęściu rodzina z Anglii. Byli u Krzysztofa, pocieszali go, jak umieli... On się całkiem załamał. Ciągle przeprasza za to, co zrobił - dodaje.
Dziewczynka, jak wykazała sekcja zwłok, zmarła w wyniku udaru cieplnego. Jak już pisaliśmy, ojciec zostawił ją rano w rozgrzanym niczym piekarnik aucie i poszedł do pracy. Wrócił dopiero po ośmiu godzinach. Oliwka nie żyła już wtedy od wielu godzin.
Zobacz też: Tragedia w Rybniku. "Tata Oliwki to nie mama Madzi. Zachowajcie ciszę nad trumną."
Ludzie, którzy wtedy widzieli Krzysztofa Ś., twierdzą, że zachowywał się jak w transie. Najpierw próbował ocucić dziewczynkę. Ale bezskutecznie. Potem siadł za kierownicą swego forda mondeo. Przejechał jednak tylko 200 metrów i wezwał karetkę.
- Mówił jak wariat. Krzyczał coś, ale nie dało się tego zrozumieć - opowiadają świadkowie.
Prawdopodobnie w nadchodzącym tygodniu Oliwka zostanie pochowana. Spocznie w pobliskich Rudach. Tam jest jej parafia. Tam znajdują się groby jej rodziny.
Najbliżsi zastanawiają się też, czy Krzysztof Ś. będzie brał udział w uroczystościach pogrzebowych córki. Nie wiadomo, czy zezwoli na to lekarz. Przeżycia nad grobem ukochanej córki mogą się okazać zbyt silne. - On sam powiedział, że chciałby być na pogrzebie Oliwki. Po chwili jednak jakby wycofał się z tego. Widać, że zastanawia się, czy będzie w stanie coś takiego wytrzymać - mówi Jadwiga Ścieszka.
ZAPISZ SIĘ: Wiadomości Super Expressu na e-mail