Marek jest poważnie chory, ma białaczkę limfatyczną. Od kilku tygodni leży w izolatce, do której wstęp mają tylko lekarze i jego mama. Przenośny komputer to było jego jedyne okno na świat. – Przeglądałem Internet, rozmawiałem ze znajomymi, uczyłem się – mówi Marek. Ale bezwzględny złodziej ani myślał przejmować się losem boleśnie doświadczonego przez życie chłopca.
Na oddziale pojawił się w sobotę po południu. Najpierw długo obserwował korytarz przez drzwi wejściowe. – Około godziny 17 wyszłam z izolatki od synka i poszłam sobie zrobić herbatę – opowiada Ewa Kosakowska (36 l.), mama Marka. – Marek w tym czasie spał. Nie było mnie około pięciu minut. Gdy wracałam, zobaczyłam, że ten typ wychodzi z sali mojego syna. Spytałam, co tam robił. Najpierw odpowiedział, że tam nie wchodził, a potem rzucił się do ucieczki. Szybko pobiegłam do Marka, syn spał, ale zauważyłam, że zniknął laptop – opowiada pani Ewa.
Na tym nie koniec dramatu. Oprych nie dość, że pozbawił ciężko chore dziecko jedynej uciechy, to jeszcze naraził Marka na śmiertelne niebezpieczeństwo. – Żeby tam wejść, trzeba założyć specjalny fartuch, buty i maseczkę na twarz – tłumaczy dr Małgorzata Stolarska (50 l.), szefowa kliniki. – W przeciwnym wypadku można przenieść zarazki. A dla tych dzieci to może być zabójcze.
Dzięki mamie Marka udało się sporządzić portret pamięciowy złodzieja.
Informacje można przekazywać pod numery telefonów: 042 665-15-56, 665-15-67.