Ujęty przez polską policję 33-letni Ukrainiec włamania dokonał w nocy z 27 na 28 listopada 2017 roku. Przed zamknięciem centrum handlowego ukrył się on w jednej z ubikacji. Następnie, pod osłoną nocy, przedostał się do szybu wentylacyjnego w podwieszanym suficie, skąd przeczołgał się nad zaplecze salonu jubilerskiego. Tam, według ustaleń śledczych, spuścił się do środka po linie, skąd zabrał biżuterię i zegarki warte ok. 700 tysięcy złotych. Następnie po linie wrócił przez szyb wentylacyjny do toalety, gdzie do rana czekał na otwarcie drzwi wejściowych.
Jako, że na zapleczu salonu jubilerskiego nie było monitoringu, jedynym śladem jaki pozostał po złodzieju była lina, którą z niewiadomych przyczyn pozostawił on na miejscu kradzieży. Jak tłumaczył nadkomisarz Robert Szumiata z Komendy Rejonowej Policji Warszawa-Śródmieście: - Policjanci ze śródmiejskiego wydziału do walki z przestępczością przeciwko mieniu przeglądali monitoring z centrum handlowego. To właśnie dzięki niemu ustalili, że lina, która posłużyła włamywaczowi, została kupiona dzień wcześniej w markecie w tym samym centrum. Kamera zarejestrowała wizerunek tej osoby.
Następnie funkcjonariusze sprawdzili również zapis z kamer salonu jubilerskiego. Jak wspominał Szumiata:
Było na nim widać mężczyznę, który rozgląda się po salonie, jakby robił rekonesans. Policjanci porównali jego wizerunek ze zdjęciem z marketu. To był ten sam mężczyzna.
Złodzieja udało się ująć, ponieważ śledczym udało się zabezpieczyć ślady DNA na pozostawionej przez niego linie. Jak się okazało, Ukrainiec był już poszukiwany Europejskim Nakazem Aresztowania za podobne włamanie na terenie Niemiec. Udało się go ująć Straży Granicznej w Hrebenne ponad pół roku po kradzieży, gdy próbował on przekroczyć przejście graniczne z Ukrainy do Polski. 33-latek usłyszał zarzut kradzieży z włamaniem i grozi mu od roku do 10 lat pozbawienia wolności.