Kat i jego ofiara znali się od dziecka. Nie mieli zatargów. Aż do feralnej nocy w sierpniu ub.r., gdy Robert Stasiak (39 l.) odwiedził kolegę. Co ich poróżniło - nie wiadomo. Zabójca nie umiał podać żadnego powodu! Po prostu wstał od stołu i wrócił z bronią, tzw. samoróbką. Strzelił z najbliższej odległości. Pocisk roztrzaskał klatkę piersiową, twarz i szyję Stasiaka. Ale nie zabił go. Wtedy potwór zaciągnął jęczącego kolegę do szamba. - Nie umiem sobie wyobrazić większego zwyrodnienia. Tu nie ma okoliczności łagodzących - mówił prokurator Bartosz Kołszut. A sędzia, uzasadniając wyrok 25 lat więzienia, stwierdziła: - Popełnił najcięższą zbrodnię z błahych powodów.
Zobacz też: Zbrodniarz generał Kiszczak relaksuje się przed rozprawą
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail