Ola przepadła jak kamień w wodzie 26 maja. Ostatnią osobą, która ją widziała, był jej chłopak Mateusz, z którym wspólnie wynajmowała mieszkanie w wieżowcu przy al. Śmigłego-Rydza. To on tego samego dnia wieczorem zaalarmował mieszkającą w Warszawie matkę swojej dziewczyny. Kobieta natychmiast zgłosiła zaginięcie córki policji.
Śledczy od początku przyjęli kilka wersji. Były wśród nich uprowadzenie, zabójstwo oraz samobójstwo.
Ola mogła się targnąć na własne życie z powodu stresów związanych z nauką. Młoda kobieta była w trakcie obrony pracy magisterskiej. Wprawdzie zaliczyła część praktyczną egzaminu, ale miała duże problemy z teorią.
Do czwartku jej bliscy żyli jeszcze nadzieją, że nie doszło do najgorszego. Tego dnia jednak pracownicy firmy, która na zlecenie Zakładu Energetycznego wycinała drzewa pod linią wysokiego napięcia w okolicy rzeki Olechówki, natknęli się na jej zwłoki. Ułożone były w pozycji siedzącej, oparte o pień ściętego drzewa. Obok leżały jej dokumenty oraz ostre narzędzie. Zwłoki były w stanie znacznego rozkładu, co może sugerować, że Ola popełniła samobójstwo w dzień zaginięcia.
- Usytuowanie zwłok zdaje się sugerować, że śmierć mogła mieć charakter samobójczy - mówi Krzysztof Kopania (50 l.), rzecznik prasowy łódzkiej prokuratury.