"Super Express": - Kto zostanie przyszłym prezydentem RP?
Dr Rafał Chwedoruk: - Wszystko wskazuje na to, że Donald Tusk.
- Andrzej Olechowski nie ma szans, by mu zagrozić?
- Nie jestem wcale pewien, czy Olechowski wystartuje w tych wyborach. Sprawia wrażenie bardzo ostrożnego polityka. Swój start uzależni zapewne od spadku notowań PO. Jego kandydatura miałaby bowiem sens tylko w sytuacji, gdy przed drugą turą głosy oddane na niego mogłyby o czymś decydować. Wówczas Piskorski z Olechowskim mogliby coś z Platformą politycznie ugrać. Dopóki notowania PO są wysokie, do tego typu deklaracji powinniśmy podchodzić z dystansem.
- Olechowski był czarnym koniem wyborów w 2000 r. Dzięki temu, że wyprzedził Krzaklewskiego i przegrał tylko z Kwaśniewskim powstała Platforma
- Nie sądzę, by wyborcy byli aż tak sentymentalni i pamiętali poważniejsze role Olechowskiego z przeszłości. Wydaje mi się też, że jeżeli można rozbić PO, o czym marzy Piskorski, to najprędzej jej konserwatywną część. To tam znajdziemy oponentów duetu Tusk-Schetyna. Czego zaś mogliby szukać politycy typu Rokita czy Gowin w inicjatywie Piskorskiego? Jego pomysł na SD to jakiś powrót do dawnego Kongresu Liberalno-Demokratycznego, macierzystej partii wielu ludzi Platformy. A KLD w swoich początkach był liberalny nie tylko gospodarczo, ale też kulturowo. Partia ta nie wahała się nawet przed pewnymi zachowaniami antyklerykalnymi. Piskorski będzie miał zatem problem z odróżnieniem się od PO, a tylko to może mu zapewnić popularność.
- Właśnie - czym Olechowski może się różnić od Tuska?
- Wydaje się, że niczym. Można powiedzieć, że są niemal tożsami. Wskazują na to choćby ostatnie sondaże, z których wynika, że wielu wyborców nie dostrzega między tymi politykami żadnych różnic i widzi Olechowskiego jako następcę Tuska w roli szefa Platformy. Te sondaże nie są dobrym sygnałem dla Olechowskiego, gdyż trudno mu będzie udowodnić, że ma inny od Tuska pomysł na politykę.
- We wczorajszej rozmowie z "Super Expressem" Paweł Piskorski zarzuca Platformie brak wyrazistości.
- Nie wiem, do jakiej grupy społecznej Piskorski chce z tym trafić. Nie jestem pewien, czy ma pomysł, w jaki sposób pozbawić Platformę nimbu liberalizmu. Nie bardzo widzę tematy, na których mógłby grać. Główną kwestią będą prawdopodobnie sprawy gospodarcze. Próba ataku na PO i Tuska sugerująca, że są zbyt mało rynkowi, byłaby dziś nie na miejscu. Mamy dziś bowiem klimat na deklaracje prospołeczne, przyzwolenie na większy interwencjonizm państwa. Nieprzypadkowo Platforma unika dziś retoryki neoliberalnej. Elektorat skrajnie wolnorynkowy jest zresztą najwierniejszym, żelaznym zapleczem PO.
- Czy w sytuacji, w której na scenie politycznej mamy cztery silne ugrupowania, jest jeszcze jakiś elektorat do zagospodarowania?
- Może o to być trudno. Nawet jeżeli Platforma zacznie tracić swoje rekordowe poparcie, pozostanie ono w najgorszym razie wysokie. Ludzie, którzy poczują się oszukani bądź zniechęceni, na kolejne inicjatywy polityczne zareagują biernością. Zwróćmy uwagę, że olbrzymie poparcie dla PO nie wzięło się z zachwytu nad tym ugrupowaniem, lecz mobilizacji przeciwko PiS tej części społeczeństwa, która zazwyczaj nie bierze udziału w wyborach. I w warunkach kryzysu także nie weźmie. Frekwencja będzie niższa, więcej będzie znaczył żelazny elektorat, a to sprzyja czterem największym partiom.
- Wśród tych ugrupowań największy kryzys przeżywa chyba lewica. Czy nie jest to szansa dla SD? Piskorski był postrzegany jako jeden z liderów lewego skrzydła PO.
- Dziś wiemy już, że Polski nie ominą poważne wstrząsy ekonomiczne. I w takiej sytuacji eksponowanie kwestii aborcji albo majątku Kościoła będzie raczej nietrafione. Obecnie nie ma zresztą w ogóle klimatu na lewicę. Piskorski nie będzie miał więc tu czego podbierać. Wahadło przesunięte jest w prawo i wydaje mi się, że aby to zmienić, potrzebna jest zmiana całego pokolenia. Dopiero dzieci obecnej młodzieży, wchodząc do życia publicznego, będą mogły dać lewicy jakąś szansę. Dynamikę wszelkim nowym ruchom lewicowym w Polsce może nadać dopiero pokolenie wychowane w rozczarowaniu wolnym rynkiem. Problemem Piskorskiego będzie też to, że przyciąga do swojego ugrupowania ludzi z nieistniejących albo upadających ugrupowań. A to kończy się w Polsce niemal zawsze klęską. Im szersza paleta tego typu postaci, tym szybszy upadek.
- Nie pomogą pieniądze z majątku Stronnictwa Demokratycznego?
- Będzie ciężko. Powrót SD i Piskorskiego do poważnej polityki może być znacznie trudniejszy niż próba zaistnienia Olechowskiego w wyborach prezydenckich. Pięcioprocentowy próg wyborczy, nawet przy poważnych zasobach finansowych, to bardzo wysoka poprzeczka. Ponieważ SD nie wygra z PO wyrazistością, będzie musiało wykazać, że jest skuteczniejsze. Ale to Platforma dysponuje w tym względzie wszystkimi instrumentami. Starcie SD-PO będzie zatem przypominało ataki licznych ugrupowań prawicowych na PiS, albo na lewicy - pomysł Marka Borowskiego w kontrze do SLD. To może być równie nieskuteczne.
- Na co może zatem liczyć Paweł Piskorski?
- Na dwie rzeczy. Pierwsza to doprowadzenie do podziału w Platformie. Trudno w to jednak uwierzyć. Zostało zbyt mało czasu, a PO jest zbyt silna. Drugą szansą byłby jakiś naprawdę poważny kryzys gospodarczy. Gdyby przyniósł spadek notowań PO o kilkanaście procent, niską frekwencję, dezorientację wielu wielkomiejskich liberalnych wyborców Wówczas mogliby oni przenieść głosy na najbardziej zbliżoną do PO partię. Ale nawet w sytuacji takiego wstrząsu Piskorski mógłby ugrać zaledwie kilka procent. Kryzys kryzysem, ale znaczna część ludności w miastach jest zadowolona ze swojej sytuacji i będzie głosowała zachowawczo. Niezadowolonych przejmą inni, a nie Piskorski. Nie będzie też sprzyjała SD sytuacja na rynku mediów. Jeżeli w dalszym ciągu większość dziennikarzy i publicystów będzie miało taki ekumeniczny stosunek do Platformy i Tuska, to trudno się spodziewać, by inicjatywa Piskorskiego stała się takim medialnym Libertasem. Tym bardziej że SD nie pomogą nawet potencjalne afery związane ze sprawowaniem władzy. Piskorski i Olechowski nie są w tej kwestii najbardziej wiarygodnymi rzecznikami czystości w życiu publicznym.
Dr Rafał Chwedoruk
Politolog, adiunkt w Instytucie Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego