Strarcie lewicowych ex-premierów to nowość. Nigdy wcześniej nie dochodziło do tak ostrych spięć na linii Oleksy-Cimoszewicz.
- Winę za niepowodzenie wspólnej listy wcale nie ponosi tylko Grzegorz Napieralski, ale też Cimoszewicz i inni. Bo SLD mogło w wielu sprawach ustąpić. Ale była pewna granica. A tą granicą dla SLD było zachowanie własnej tożsamości partyjnej. I Cimoszewicz dobrze wiedział, że ta granica istnieje. Ale mimo to zastosował swoisty dyktat. Tym samym przesądził o niepowodzeniu idei wspólnej listy - mówi w wywiadzie dla "Dziennika" Oleksy.
Frustracji Oleksego nie ma co się dziwić. Kiedyś jeden z najważniejszych polityków SLD, dziś pozostaje w cieniu. Wyjściem z poltycznego niebytu miał być start w wyborach, a przez Cimoszewicza... musi obejść się smakiem.
Jeśli lewica nie chce wykorzystać potencjału, to może powinien zwrócić się pan do Donalda Tuska? - Nie jestem człowiekiem, który chodzi po prośbie. Polsce demokratycznej służyłem przez 20 lat w różnych rolach. Mam poczucie niewykorzystania moich możliwości. W Polsce jest paskudny obyczaj braku zapotrzebowania na osoby, które przestały pełnić ważne role w państwie - podkreśla Oleksy.
Co ma na myśli? Zapewne start Cimoszewicza w walce o fotel sekretarza generalnego Rady Europy. Oleksemu nikt takiej funkcji nie proponował i dlatego ma poczucie, że został odstawiony na boczny tor.