- Nie miały ani telewizora, ani telefonu, ani nawet radia - mówią sąsiedzi. Kiedy zbliżały się święta, sąsiedzi przynosili kobietom ciasto i jedzenie. Wanda i Jadwiga wstydziły się swojej nędzy i choroby. W końcu obie postanowiły odebrać sobie życie. Idąc ze stołkami i sznurem pod kościół, musiały wyglądać jak zjawy. Na miejscu się nie zawahały. Przywiązały sznur do kraty, założyły sobie pętle na szyje i weszły na taborety. Potem odkopnęły stołki.
ZOBACZ TEŻ: TAK UMIERAŁA W AUCIE OLIWKA Z RYBNIKA
Policja nie ma powodów podejrzewać, że ktoś im pomógł. - Wykluczyliśmy udział osób trzecich w tej tragedii - mówi Grzegorz Krawczyk z oleśnickiej policji. Zszokowane są też pracownice Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, które miały się kobietami opiekować.
- Pani Jadwiga miała skierowanie do szpitala, ale tam nie dotarła. Chcieliśmy jej pomóc z dojazdem, ale nie chciała z tej pomocy skorzystać. Niestety, nie możemy nikogo zmusić do leczenia - mówi Danuta Szczepanik, dyrektor MOPS w Oleśnicy.
Samobójczynie z Oleśnicy - Jadwiga M. była chora psychicznie
Do tego dramatu doszło w Oleśnicy na Dolnym Śląsku. Ciała wiszące obok bramy do bazyliki św. Jana Apostoła zauważył mężczyzna, który rano wyszedł z psem na spacer.
- Myślałem, że to jakieś kukły, może świąteczne dekoracje - opowiadał później policjantom. - Kiedy podszedłem bliżej, zamarłem z przerażenia. Szybko zadzwoniłem pod numer alarmowy...
Kiedy na miejsce przyjechali funkcjonariusze i pogotowie, okazało się, że kobiety nie żyją. Policjanci zaczęli rozmawiać z okolicznymi mieszkańcami. Z ich opowiadań powoli wyłonił się obraz tragedii. Pani Wanda i jej córka Jadwiga żyły razem w maleńkim mieszkanku - zaledwie 5 minut drogi od kościoła.
Utrzymywały się z nauczycielskiej emerytury pani Wandy i niewielkiego zasiłku, który MOPS wypłacał chorej psychicznie córce. Pieniędzy nie starczało nawet na podstawowe potrzeby.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail