- Czasem nie wiem, co mam myśleć o moich problemach ze zdrowiem. Bywają chwile, kiedy naprawdę ogarnia mnie strach. Jednak przez większość czasu staram się o tym nie myśleć - opowiada "Super Expressowi" Zyta Gilowska, była minister finansów. Niedawno przeszła kolejną ciężką operację. - Czasem brakuje mi sił, ale nie poddaję się - podkreśla.
Z wrodzoną chorobą serca profesor Gilowska zmaga się od ponad 40 lat. - Pięć lat temu zoperowałam jedyną chorą rzecz w moim organizmie, czyli zastawkę aortalną - tłumaczy. - Teraz jest dobra, bo sztuczna. Gdyby nie ona, mogłabym już nie żyć - wyznaje szczerze.
Taką operację powinna przejść w dużo młodszym wieku, ale z różnych względów do niej nie doszło. Dlatego, gdy wreszcie zdecydowała się poddać niezbędnemu zabiegowi, okazało się, że z powodu zagrożenia życia lekarze nic chcą jej zoperować. Dopiero prof. Zbigniew Religa podjął się tego ryzykownego zadania. Operacja zakończyła się sukcesem, ale niedługo potem pojawiły się poważne powikłania. Okazało się, że doszło do mechanicznego uszkodzenia serca.
- Istny horror - opowiada. Profesor Gilowska przeszła kolejne dwie operacje. W jednym z wywiadów przyznała, że jedynym ratunkiem, by mogła normalnie żyć, było wszczepienie jej rozrusznika serca. Nie chce jednak wyjawić, czy ostatnia operacja była z tym związana. - Teraz czasami brakuje mi sił - wyznaje w rozmowie z "SE".
Choć, jak na "żelazną" Zytę przystało, za nic w świecie nie daje tego po sobie poznać. Gdy odwiedziliśmy ją na uczelni, wprost tryskała energią, a podczas półtoragodzinnego wykładu z ekonometrii pokazała naprawdę świetną kondycję. Cały czas na stojąco, przy tablicy, żywo gestykulując i z energią tłumacząc zawiłości przedmiotu.
- W każdą rzecz w moim życiu angażuję się na 100 procent. W walkę z chorobą też - podkreśla uśmiechnięta. Czy wróci jeszcze do polityki? - Jestem bardzo przejęta tym, co dzieje się teraz w Polsce. Jest za dużo emocji, złości, a za mało wiedzy i pomysłu na Polskę. Jak miliony Polaków, martwię się tym wszystkim - ucina tajemniczo.