Operator wysokiego na 30 metrów dźwigu żurawia, pracującego na budowie przy skrzyżowaniu al. Jana Pawła II i al. Wojska Polskiego, źle się poczuł. Gdy siedział w kabinie, dostał zawrotów głowy i zaczął wymiotować. Wiedział, że jest zbyt słaby, by zejść po drabince umieszczonej na ramieniu dźwigu. Przez radio poprosił o pomoc swoich kolegów z dołu.
Robotnicy błyskawicznie wezwali pogotowie ratunkowe. Lekarz nie był jednak w stanie zbadać pacjenta, który utknął w kabinie żurawia. Wezwał na pomoc strażaków z pobliskiej Szkoły Głównej Służby Pożarniczej. Strażak wdrapał się na dźwig i stwierdził, że operator maszyny jest przytomny, nie zagraża mu śmierć, ale należy go sprowadzić na ziemię i przewieźć do szpitala na obserwację. Jednak, aby ściągnąć mężczyznę z góry, musiał wezwać specjalistyczną jednostkę wysokościową z Bemowa. Ratownik wyszkolony w pracy na wysokościach wspiął się do kabiny operatora, zapiął go w specjalną uprząż i razem po linie zjechali na dół. Osłabiony 50-letni Wiesław K. trafił do Szpitala Bielańskiego. Po kilku godzinach operator został wypisany do domu.