Zdzisław B. przypominał tego wieczoru bardziej szaleńca z filmów grozy niż normalnego człowieka. Jan Orlik natknął się na niego późnym wieczorem. Wracał wtedy od syna, któremu pomagał w pracach budowlanych. Gdyby mógł przewidzieć, co stanie się za chwilę, zapewne wybrałby inną drogę.
- Minąłem go i już wtedy coś mnie zaniepokoiło - wspomina nieszczęśnik.
- Miał dziwne oczy. Takie nieobecne. Był w nich obłęd - opowiada swój horror Jan Orlik. Pan Jan, choć zimne dreszcze przechodziły przez całe jego ciało, opanował się i najspokojniej jak tylko mógł szedł dalej. Nawet się nie obracał. I wtedy usłyszał nieludzki wrzask: "Zabiłeś moją córeczkę!".
- Zdębiałem. Próbowałem mu tłumaczyć, że niczego takiego nie zrobiłem, ale to tylko pogorszyło sytuację. Wykrzyczał mi w twarz, że jestem mordercą. Za chwilę w jego ręce błysnął nóż - mówi
pan Jan.
Potem był już tylko przeraźliwy ból, kiedy zimna stal wbiła mu się w ciało. Zdzisław B. zadał swojej ofierze cios pod łopatkę. Ostrze przebiło opłucną.
Zakrwawiony mężczyzna, charcząc okropnie, padł na ziemię w kałużę krwi. Ten koszmarny widok jakby uspokoił Zdzisława B. Schował nóż i szybkim krokiem odszedł.
Raniony Jan Orlik na szczęście był w stanie sam wezwać pomoc. W szpitalu przeszedł operację i już wraca do zdrowia.
Szalonego nożownika policja ujęła błyskawicznie. Okazało się, że jest samotny, nigdy też nie miał dzieci. Został aresztowany i za usiłowanie zabójstwa grozi mu nawet dożywcie.
- Mam nadzieję, że długo zostanie za kratami. Za coś takiego nie powinno być żadnego pobłażania. To cud, że mnie nie zabił - kończy pan Jan.