Ten tekst powinni przeczytać ci wszyscy, którym zdarza się czasem zapraszać przygodnie poznane dziewczeta do domu. Ku przestrodze!
Bohater tej historii, pan Zbigniew próbował zaprosić do siebie Ewę już kilka dni wcześniej. Ona jednak wzięła 100 zł, które dał jej na wódkę i colę, i zniknęła. Pojawiła się potem jakby nigdy nic, z uśmiechem na ustach. - Jakoś to odrobię - zaproponowała. Niestety, pan Zbyszek najwyraźniej nie potrafi uczyć się na własnych błędach. Zgodził się od razu. Poprosił dziewczynę o posprzątanie domu i... umycie mu pleców.
- Mam cukrzycę i chore serce, trudno mi to zrobić samemu - tłumaczył później przed sądem.
Jak przystało na dżentelmena, pan Zbyszek postawił przed uroczym gościem pół litra wódki i coś do popicia.
Zaczęli się raczyć z Ewą, ale już po jednym drinku mężczyzna zrobił się senny... Jak się okazało, dziewczyna wsypała mu do wódki środki uspokajające. Kiedy gospodarz spał jak dziecko, wpuściła do domu kolegów - Artura M. (39 l.) i Huberta Sz. (24 l.). Ci od razu przystąpili do plądrowania lokalu. Łupem szajki padły: piła motorowa, wędki, koc, koszule, ręcznik, slipy i kalesony, telefony, z warsztatu zaś ponad 130 zaworów ssących i wydechowych. Złodzieje nie pogardzili także... gumowym penisem znalezionym w kuchni. Wpadli następnego dnia. Za rozbój grozi im 12 lat więzienia.