O sprawie, która wciąż bulwersuje całą Polskę, pisaliśmy w piątek. Samotnej matce z Opola zabrano dzieci, bo nie zapłaciła ponad 2 tys. zł grzywny, którą nałożył na nią Urząd Kontroli Skarbowej za wystawienie w jej kwiaciarni rachunku zamiast faktury. Nocą rodzinę siłą rozdzielono. Kubuś (6 l.) i Julia (2 l.) zostali umieszczeni w placówce opiekuńczej, a kobieta trafiła do aresztu.
To Sąd Rejonowy w Opolu zamienił niezapłaconą grzywnę na 25 dni aresztu. - Joanna W. nie stawiła się na wezwania. Uniemożliwiła sądowi zamianę grzywny na pracę społecznie użyteczną, bowiem wymaga to wyraźnej zgody skazanego - stwierdził prezes sądu Jarosław Benedyk. Podkreślił też, że w zarządzeniu o doprowadzeniu Joanny W. do zakładu karnego sąd nie wskazywał daty i godziny, czyli terminu, w którym należy skazaną zatrzymać. Decyzja w tej sprawie należała wyłącznie do policji.
I to właśnie funkcjonariuszy Joanna W. obwinia o to, co się stało. Ma żal, że tak potraktowali jej dzieci. - Szok, jaki przeżyły, zapamiętają na długie lata. Czy nikt nie wziął tego pod uwagę? - pyta.
Policjanci tłumaczą, że wykonywali tylko polecenie sądu, a pojawili się u Joanny W. wieczorem, bo wymagała tego... "pilna interwencja". - Czynności policjantów odbywały się cicho, kulturalnie. Dzieci przez cały ten czas spały. Matka osobiście je zbudziła, ubrała, zabrała dla nich lekarstwa i pampersy - opisywał podinsp. Maciej Milewski, rzecznik komendanta wojewódzkiego policji w Opolu. Nie ma więc winnych?
- W mojej opinii policja, ze względu na dobro dzieci, powinna dopiero rano wykonać nakaz sądu - mówi wybitny karnista prof. Brunon Hołyst (82 l.).
Joanna W. nie zamierza występować o odszkodowanie. Będzie miała satysfakcję, jeżeli przepisy się zmienią i już żadna rodzina nie zostanie potraktowana tak jak jej. Przyznaje, że popełniła błąd i miała świadomość, że musi ponieść konsekwencje. Ale nie rozumie, dlaczego za ten błąd zapłaciły jej małe dzieci.