Poseł to ma klawe życie. Nie dość, że zarabia około 12,5 tysiąca złotych miesięcznie, lata za darmo po kraju, to jeszcze z kasy Sejmu dostaje preferencyjne pożyczki. Politycy rzucili się po nie tuż po objęciu mandatu. - Zgodnie ze stanem na 16 lutego br. decyzją marszałka Sejmu pożyczki zostały przyznane 109 posłom na Sejm RP VII kadencji na łączną kwotę 2 355 000 zł! - informuje nas biuro prasowe Sejmu. Dowiedzieliśmy się także, że wysokość pożyczki to kwoty od 15 tys. zł do 25 tys. zł. A jakie jest oprocentowanie? - 3 proc. od pożyczki udzielonej na okres 12 miesięcy, 4 proc. od pożyczki udzielonej na okres 24 miesięcy - doprecyzowano nam.
Nikt ich nie kontroluje
Teoretycznie posłowie otrzymują te pieniądze na cele mieszkaniowe: remont lub zakup. Ale tak naprawdę nikt tego nie sprawdza. - Dostałem kredyt na remont mieszkania. Wziąłem pożyczkę na rok. W ubiegłej kadencji także korzystałem z tego funduszu - chwali się poseł Miron Sycz (52 l.) z PO. - Złożyłam wniosek o pieniądze na remont domu. Wiem, że wielu posłów stara się o te pieniądze. Więc cierpliwie czekam - tłumaczy poseł Halina Rozpondek (62 l.) z Platformy Obywatelskiej. - Chcę kupić mieszkanie. Cierpliwie czekam na pożyczkę - dodaje poseł Leonard Krasulski (62 l.) z Prawa i Sprawiedliwości.
Przywileje poselskie to skandal
Nic dziwnego, że zwykłych Polaków, którzy muszą brać świąteczne kredyty na zdecydowanie wyższy procent, zalewa zła krew. - Nie dość, że posłowie mają bardzo wysokie uposażenia, to jeszcze tworzą sobie różne przywileje. Zwykły człowiek o tak oprocentowanym kredycie, jaki przysługuje posłom, może tylko pomarzyć! Niedawno brałem kredyt w wysokości 7000 zł, aby godnie uczcić urodziny żony i jeszcze odłożyć na święta. Będę musiał zwrócić ponad dwa razy tyle, bo pieniądze dostałem na ponad 20 proc. w skali roku. To skandal - komentuje Marek Jaworowski (57 l.) z Białegostoku.