Właśnie dziś, w środę, Patrycja miałaby 17. urodziny. Dziewczyna była w siódmym miesiącu ciąży. Wspólnie z narzeczonym Michałem S. (19 l.) planowali przyszłe życie. Szykowali wspólne gniazdko, cieszyli się na przyjście na świat dziecka. - W dniu jej urodzin miałem się oświadczyć, ślub planowaliśmy wziąć w przyszłym roku - mówi przez łzy Michał.
>>> Tragiczny finał chorej miłości: Bo spojrzała na innego faceta
Wszystkie te piękne plany w jednej chwili w sobotni wieczór pękły jak mydlana bańka. Było tuż po godz. 19. Michał prowadził matiza, z tyłu siedziała Patrycja. W autku były jeszcze trzy inne osoby. Michał chciał skręcić w lewo z ul. Żorskiej w ul. Szkolną. Nagle inny samochód uderzył w bok skręcającego już matiza. Auto zaczęło koziołkować. Wpadło do przydrożnego rowu.
- On na pewno jechał zbyt szybko. Musiał. Nie zrobił żadnego manewru, nie odbił w bok - uważa Michał. Najbardziej poszkodowana w wypadku była Patrycja. Michał w szoku krzyczał do załogi ambulansu, że jego dziewczyna jest w ciąży. Przez łzy błagał, by ratowali ją i dziecko.
Początkowo Patrycja była jeszcze przytomna. - Mówiła mi, żebym się opiekował córeczką. Tak, jakby nie wierzyła, że sama przeżyje. Chyba to przeczuwała. Zmarła w szpitalu po operacji. Córkę udało się uratować, ale była w ciężkim stanie - mówi zrozpaczony chłopak.
Maja, bo takie imię już wcześniej wybrali dla niej rodzice, trafiła do Centrum Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach. Lekarze cały czas walczyli o życie maleństwa. Niestety, jego stan się pogarszał. W poniedziałek została przeniesiona na oddział intensywnej opieki medycznej. We wtorek zmarła. Michał jest kompletnie załamany. Co dzień żarliwie modlił się, by nie stracić jeszcze Mai. - Obiecałem Patrycji, że będę się nią opiekował... - płacze z bezsilności.