Historia krótkiego życia Filipka wyciska z oczu łzy. Miał niespełna rok, kiedy zmarła jego mama Agnieszka (?33 l.). Została pochowana na cmentarzu w rodzinnych Wadowicach. Jego tata Piotr nie pozwolił mu o niej zapomnieć. Często opowiadał o mamie, pokazywał wspólne zdjęcia, filmiki. Chciał, by syn ciągle czuł jej obecność.
Rok później Filipka dopadła groźna choroba skórno-nerwowa. Piotr Kwaśniak zdecydował się wtedy na wyjazd do Wielkiej Brytanii, by tam walczyć o życie malca. - Synek miał plamy na twarzy i na ciele, a lekarze w Polsce dawali mu jedynie kremy na wysypki - tłumaczył pan Piotr w rozmowie z dziennikiem "Daily Mail".
Leczenie pomogło, ale nieszczęście tylko przyczaiło się na jakiś czas. We wrześniu ubiegłego roku lekarze wykryli u Filipka białaczkę. Chłopiec trafił do szpitala w Cambridge. Przeszedł chemioterapię. W kolejnym szpitalu, w Londynie, był leczony lekiem nowej generacji, znowu podano mu silną chemię, przeszedł operację usunięcia śledziony. Ostatnią szansą był przeszczep komórek macierzystych. Niestety, nie przyjął się i choroba zaatakowała jeszcze silniej.
Lekarze stwierdzili, że nie ma ratunku dla Filipka. Można tylko uśmierzać jego ból. Chłopiec powiedział tacie, że chce być pochowany obok mamy. Wierzył, że dzięki temu będzie się nim opiekować w niebie. Pana Piotra nie stać na spełnienie ostatniego życzenia synka. Dlatego w sieci poprosił o wsparcie ludzi dobrej woli. Zbiórkę internetową nagłośniły brytyjskie media, odzew był natychmiastowy. Trzeba było zebrać 6,5 tys. funtów, ale szybko kwota nadesłanych datków przekroczyła 41 tys. funtów (ok. 200 tys. zł).
22 marca Piotr Kwaśny na Facebooku zamieścił krótkie nagranie, w którym podziękował za pomoc w spełnieniu marzenia synka. - Pa! - dodał słabym głosem Filipek. Dwa dni później chłopiec zmarł. Jeszcze nie wiadomo, kiedy w Wadowicach spocznie obok ukochanej mamy.
Zobacz: Pozwolili spłonąć własnym dzieciom – pójdą do więzienia