Według "Kommiersanta", który powołuje się na polskiego eksperta Edmunda Klicha, szefa Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, wina pilotów jest oczywista. Rosyjska gazeta wytyka błędy załogi: zawierzyli autopilotowi, zdecydowali się lądować w bardzo trudnych warunkach i nie słuchali ostrzeżeń. Czyżby dlatego, że wbrew wszystkiemu i wszystkim o lądowaniu zdecydował generał Andrzej Błasik, dowódca sił powietrznych? W ostatnich minutach lotu był w kabinie pilotów. "Kommiersant" pisze, że w pewnym momencie dowódca załogi kpt Arkadiusz Protasiuk powiedział: "Nie zdołamy". Odnosiło się to do lądowania. Na te słowa odpowiedział generał Błasik. Niestety, specjaliści nie potrafią zrozumieć, co dokładnie powiedział. Groził? Zmuszał do lądowania? Eksperci orzekli, że to nie była ani groźba, ani rozkaz.
Najprawdopodobniej w przyszłym tygodniu do Polski trafią zapisy z czarnych skrzynek. Będą się mogli z nimi zapoznać nasi specjaliści. Co tam znajdą? "Nie znajdą w słowach generała niczego kryminalnego" - pisze "Kommiersant". Gazeta dodaje jednak, że wina pilotów jest oczywista. W osądzie powołuję się na opinię Edmunda Klicha (64 l.), naszego eksperta współpracującego z Rosjanami nad wyjaśnieniem katastrofy.
Tymczasem w sprawie domysłów o naciskach na pilotów przez kogoś spośród pasażerów zabrał wczoraj głos Jarosław Kaczyński (61 l.). TVN24 cytuje jego wywiad dla hiszpańskiej agencji EFE. - Rząd niewiele wie o tym, co się stało - powiedział kandydat na prezydenta. Dodał też, że jego brat nie mógł zachować się w sposób "samobójczy lub irracjonalny" podczas lotu do Smoleńska.
Oburzone są też rodziny ofiar, które bronią pilotów. Pełnomocnicy m.in. Kaczyńskich, Putrów, Gosiewskich złożyli do prokuratury wniosek o przesłuchanie Edmunda Klicha. Uważają, że nie "można tolerować, aby ktokolwiek według własnego uznania co kilka dni przekazywał wybiórczo istotne dla śledztwa informacje, bez podzielenia się nimi z polskimi organami ścigania".