Od kilku tygodni szczególnie często wracamy do zbrodni, jakiej na polskich jeńcach wojennych dokonał reżim sowiecki. Obchodzimy bowiem 70. rocznicę masowego mordu, którego symbolem jest las katyński.
W ten sposób określamy wszystkie miejsca, gdzie zamordowano polską inteligencję, wśród której najwięcej było oficerów Wojska Polskiego. Z rozkazu najwyższych władz Związku Sowieckiego w 1940 roku na śmierć skazano także oficerów Korpusu Ochrony Pogranicza, funkcjonariuszy Policji Państwowej, księży, urzędników, pracowników kolei i służb leśnych. Sowiecka zbrodnia z premedytacją pozbawiła nasz kraj ludzi tworzących jego ówczesną elitę. Staliśmy się przez to narodem uboższym o wartości, których przez lata nie sposób było odbudować.
Szacuje się, że ofiar było blisko 22 tysiące, niestety, dokładne informacje mamy tylko o około 14 tysiącach. Znamy ich imiona, nazwiska, stopnie, daty urodzenia oraz miejsca i daty śmierci. Najdokładniej udokumentowano zbrodnie w Katyniu, w Miednoje pod Twerem i Piatichatkach pod Charkowem, a także w Bykowni pod Kijowem i Kuropatach pod Mińskiem. Nadal jednak nie wiemy, gdzie spoczywają szczątki następnych kilku tysięcy Polaków.
Ich śmierć nie była przypadkowa. Zbrodnię dokładnie zaplanowano. Oprawcy wykonywali rozkazy w tajemnicy i z głębokim przekonaniem, że prawda na zawsze zniknie wraz z polskimi oficerami. Dlatego przed rozstrzelaniem nikt nie rewidował ofiar, nie odbierano im dokumentów, pamiątek czy notatników. Po latach ułatwiło to identyfikację ciał. Dzięki tej pogardzie dla prawdy mamy dziś relikwie tamtego męczeństwa.
Ta zbrodnia ludobójstwa zajmuje szczególne miejsce w najnowszej historii Rzeczypospolitej, ale nasza pamięć nie jest wymierzona przeciw komukolwiek. My w Polsce pamiętamy, że ofiarami stalinowskiego totalitaryzmu były miliony Rosjan, Ukraińców, Białorusinów, Łotyszy, Estończyków, Litwinów oraz przedstawicieli wielu innych narodów. Zostali pomordowani, a ich bezimienne mogiły często sąsiadują z grobami Polaków.
Wspominając II wojnę światową, musimy pamiętać też o zwykłych żołnierzach Armii Sowieckiej. To oni pokonali hitlerowskie Niemcy. Nie możemy jednak zapomnieć, że w 1945 roku Polska nie odzyskała pełnej suwerenności.
Chyląc głowę przed ofiarami Katynia, na myśl przychodzi los rodzin, które wiosną 1940 r. straciły ojców, braci, synów. Najbliżsi ofiar przez kilkadziesiąt lat musieli ukrywać się z tą tragedią. PRL-owska władza karała nawet za zapalony znicz na symbolicznych mogiłach zabitych Polaków. Kiedy próbujemy robić bilans sowieckiej zbrodni na Polakach, powinniśmy pamiętać o tragedii wielu naszych żołnierzy, którzy ewakuowani ze Związku Sowieckiego z armią generała Władysława Andersa, szli do Polski przez Bliski Wschód, Wielką Brytanię i zachodnią Europę. Oni na własne oczy zobaczyli, czym jest "komunistyczny raj", zabici byli ich przyjaciółmi i towarzyszami broni. Po zakończeniu II wojny światowej wielu z żołnierzy nie mogło lub bało się wrócić do Ojczyzny. To także bilans komunistycznego reżimu.
Potrzebna jest nam prawda o Zbrodni Katyńskiej.
Jako znak dobrej woli przyjmujemy pozytywne gesty wykonywane pod naszym adresem przez najwyższe władze Rosji. Dzięki temu jesteśmy bliżsi poznania kolejnych etapów tragedii polskich oficerów, którzy znaleźli się w sowieckich obozach.
Tylko pełna prawda o tym, co stało się wios-ną 1940 roku, i o tym, jak ukrywano fakty w Polsce, w ZSRR oraz na Zachodzie, pozwoli zamknąć okres rozliczania krzywd. Tylko wtedy z nadzieją będziemy spoglądać w przyszłość.
Patrzenie w przyszłość jest bowiem tak samo ważne, jak szacunek dla przeszłości.
Złóż kondolencje: