Już kilkadziesiąt godzin po wybuchu i pożarze buldożery zrównały dom Janulisów z ziemią. Został tylko pusty plac.
- Nikt nie zwracał się do nas z pytaniem, czy nie utrudni to śledztwa - mówi zaskoczona Małgorzata Hrybek, zastępca prokuratora rejonowego w Ostródzie. - Prowadzimy postępowanie w kierunku ustalenia, czy wybuch gazu nastąpił w wyniku świadomych zaniedbań, czy nieumyślnego działania - dodaje pani prokurator. W czwartek pisaliśmy o wstrząsającej tragedii w Ostródzie. Rodzina zakwaterowana w budynku komunalnym przeznaczonym od lat do rozbiórki błagała władze miasta o przyznanie innego mieszkania. Bezskutecznie. W końcu doszło do najgorszego. Rozszczelnienie instalacji gazowej spowodowało wybuch.
Mariusz Janulis jest w bardzo ciężkim stanie. Ma spalone aż 85 proc. ciała. Malutka Daria ma poparzone piersi, plecy, krocze i rączki, a Alanek - buzię i ramiona. Cała trójka jest w śpiączce farmakologicznej. Z wybuchu cało wyszły tylko matka i babcia dzieci.
- Moja rodzina spłonęła, a burmistrz zaciera ślady - mówi Aldona Janulis (30 l.). - Nie zdążyliśmy nawet zabrać resztek naszych rzeczy - dodaje. Kobieta nie ma pieniędzy, żeby pojechać do Gryfic do męża. Godzinami czuwa przy dzieciach w Olsztynie. - Błagam, pomóżcie mi ratować męża i dzieci! - zalewa się łzami.
Tymczasem władze miasta nie poczuwają się do żadnej odpowiedzialności za tragedię. - To nie jest nasza wina. Były robione okresowe przeglądy instalacji, a ta rodzina nie kwalifikowała się do przekwaterowania - mówi beztrosko Olgierd Dąbrowski, burmistrz Ostródy. - Teraz dom groził zawaleniem i stwarzał zagrożenie, dlatego został rozebrany - dodaje bez cienia skruchy w głosie.
"Super Express" będzie bacznie obserwował działania prokuratury w tej wstrząsającej sprawie.