Miesiąc temu "Super Express" opisał tragedię rodziny Janulisów z Ostródy. Mieszkała w zaniedbanym, przeznaczonym do rozbiórki budynku komunalnym. Na próżno słała prośby o przekwaterowanie. W końcu doszło do tragedii. Wybuch gazu rozerwał ich dom na strzępy. Siła eksplozji była tak duża, że płonącego Mariusza Janulisa (33 l.) podmuch wyrzucił na zewnątrz budynku. Miał spalone 85 proc. ciała. Zmarł po dwóch tygodniach. Jego dwójkę dzieci, Darię (9 l.) i Alanka (4 l.) w ciężkim stanie przewieziono do szpitala w Olsztynie. Teraz są po przeszczepach skóry, potrzebują specjalnych kombinezonów, które przyspieszą gojenie ran.
Zaraz po tragedii burmistrz kazał rozebrać ruiny domu. Nawet nie zapytał o zgodę prokuratury, która sprawdza, czy władze miasta przez swoje zaniedbanie nie przyczyniły się do wypadku. Tego było już za wiele. Oburzeni mieszkańcy Ostródy wyszli na ulice. Ich zadaniem burmistrz zaciera ślady. Boją się żyć pod jego rządami.
- Zaniedbanych kamienic komunalnych jest wiele. Władze miasta za nic mają nasze bezpieczeństwo. Podobnych tragedii będzie więcej - mówi pani Barbara, podpisując wniosek o referendum w sprawie odwołania burmistrza.
W manifestacji wzięło udział prawie tysiąc osób. Na taczkach powieziono kukły Olgierda Dąbrowskiego, jego zastępców: Grzegorza Sochy i Krzysztofa Żyndy. - Taka władza to katastrofa. Dba tylko o siebie - mówi organizatorka protestu, Maria Chrostowska. "Burmistrz zaciera ślady". "Mieszkań i remontów" - głosiły niesione przez manifestantów transparenty. Ostródzianie nie ustaną w protestach, dopóki nie odwołają burmistrza.