Oszczerców trzeba oddać pod sąd

2009-04-18 9:00

Podczas starań o ekstradycję hitlerowskiego zbrodniarza Iwana Demianiuka z USA do Niemiec zachodnie media znów użyły terminu "polskie obozy koncentracyjne". Czy zakłamuje to historię? - debat ują historycy i dziennikarze

"Super Express": - Niemieckie media szeroko informują o próbie ekstradycji z USA do Niemiec Iwana alias Johna Demianiuka, podejrzewanego o służbę w obozach zagłady podczas II wojny światowej. Przy tej okazji nagminnie pojawia się termin "polskie obozy".

Prof. Wojciech Roszkowski: - Jest to wielka zniewaga, godząca w dobre imię Polski i Polaków. Tym większa, że czynią ją Niemcy. Myślę, że nie ma świadomego Polaka, który nie czuje się obrażony, słysząc coś takiego. Gdy Demianiuk wykonywał swą haniebną pracę, Polski nie było. Wykonywał tę pracę dla nazistowskich Niemiec. Mapy Polski były darte, herb Polski zrywany ze wszystkich urzędów, za posiadanie polskiej flagi dostawało się kulę w głowę. Wszystko, co polskie, było na tych ziemiach brutalnie prześladowane. Używanie terminu "polskie obozy" jest dowodem złej woli.

- A może wynika z niewiedzy?

- Nie, za dużo tej niewiedzy! Za dużo już zasłaniania się skrótem myślowym! Za duży ten skrót! Większość tych redakcji nie pierwszy raz w ten sposób szkaluje Polskę. Spotykały się z prośbami i z protestami z Polski - ale konsekwentnie stosują ten termin. Konsekwentnie zakrywają prawdę i skutecznie działają na rzecz utożsamienia słowa "Polska" ze słowem "nazizm". Ze strony niemieckiej mamy do czynienia z coraz bardziej bezczelnymi próbami rewizji historii. Dzieje się tak nie tylko na poziomie mediów.

 

- Na jakich jeszcze poziomach?

- To się rozlewa na całość życia społecznego. Podam przykład najnowszego francusko-niemieckiego podręcznika do historii, w którym znajduje się mapa przedstawiająca rozmieszczenie obozów koncentracyjnych i obozów śmierci w Europie podczas II wojny światowej. W legendzie do tej mapy odniesienie geograficzne stosuje się tylko wobec obozów znajdujących się w granicach dzisiejszej Polski. Stąd uczeń może wywnioskować, że były to obozy polskie. Ale np. obóz w Mauthausen nie jest obozem austriackim, choć znajduje się w Austrii. Tak samo obozy znajdujące się na terenie Norwegii, Francji, Czech i innych krajów nie są nazwane obozami: norweskimi, francuskimi, czeskimi.

 

- Dlaczego tylko nas spotkał taki "awans"?

- Bo Polaków można bezkarnie poniżać.

- W ogóle sobie z tym nie radzimy. Co robić?

- Tego nie można tolerować. Nadeszła pora, aby powołać instytucję - nie wiem, czy rządową, czy może prywatną - która będzie skarżyć osoby lżące Polaków i Polskę. Powinniśmy wzorować się na organizacjach żydowskich w Stanach Zjednoczonych, które są bezkompromisowe w takich sytuacjach. Jeżeli taka czy inna redakcja przegrałaby proces, to w końcu nauczyłaby się, że "polskich obozów" nie było. Nie nauczy się? Proszę bardzo, kolejny proces.

- Szkopuł w tym, że termin "polskie obozy" w większości przypadków pojawia się hasłowo i nie jest tłumaczony, np. jako obozy zbudowane na polecenie władz Polski. Łatwo będzie powiedzieć, że oznaczają tylko lokalizację na mapie...

- "Polskie obozy" rozumie się nie tylko jako "w Polsce", ale i jako "należące do Polaków". Ci, którzy stosują ten termin, świetnie to rozumieją.

 

- Unesco doprecyzowało oficjalną nazwę obozu znajdującego się w Oświęcimiu. Jest to obecnie: Auschwitz-Birkenau. Niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny i zagłady (1940-1945).

- A może by wszystkie obozy hitlerowskie na ziemiach polskich przemianować tak samo?

 

- Jak pan ocenia reakcje polskiego MSZ, choćby przy użyciu tych procedur, którymi teraz dysponujemy...

- Polskie władze - i obecne, i wcześniejsze - są za mało aktywne na tym polu. Na szczęście są też wyjątki. Np. świetnie - szybko i skutecznie - zareagowała placówka w Madrycie, gdy nie tak dawno podobne oszczerstwa wyszły spod pióra jednej z hiszpańskich dziennikarek. Jednak powtórzę - protesty to za mało, potrzebne są też sankcje prawne. MSZ powinien również notować nazwiska dziennikarzy używających terminu "polskie obozy" i traktować ich jako persona non grata.

 

- Jak pan ocenia wkład Władysława Bartoszewskiego w walkę o prawdę?

- Przez jakiś czas cieszył się w Niemczech dużym autorytetem. Zmieniło się to, gdy zaczął Niemców krytykować. Od tego czasu nie tylko przestał być słuchany, ale też zaczął być krytykowany - przez co jego działania nie odnoszą większego skutku.

Prof. Wojciech Roszkowski

Historyk, poseł do Parlamentu Europejskiego (PiS)

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki