Na ile prawdopodobne może być przypuszczenie, że za sterami Tu-154M siadali piloci, którzy nie wiedzieli jak sprowadzić maszynę na ziemię w ciężkim warunkach atmosferycznych? Jak wynika z informacji do jakich dotarła stacja tvn24 w trakcie szkoleń pilotów tupolewów doszło do fałszowania dokumentacji.
Przeczytaj koniecznie: Świadkowie smoleńskiej katastrofy: Tupolew leciał tak, jakby piloci chcieli ominąć brzozę
Na czym polegały te oszustwa? Pilot- informator, który chce zachować anonimowość zdradza, że od 2002 roku Dowództwo Sił Powietrznych przeprowadzało niekompletne szkolenia, bo za wszelką cenę szukało oszczędności. W dokumentach osoby nadzorujące szkolenia wpisywały starty i podchodzenia do lądowania, które się nie odbyły.
- Samolot nie musi startować i lądować po każdym kręgu, wystarczy jeśli on wystartuje na loty szkolne i odbędzie 15-18 lotów bez dotykania kołami ziemi. W ten sposób oszczędzano m.in. paliwo, bo maszyna kiedy się wznosi, rozpędza zużywa więcej paliwa. Są też oszczędności kół, które się nie wycierają tak często. Natomiast w dziennikach załóg, które wykonują ćwiczenia, pozostają wpisane loty, a nie lądowania – wyjaśnia pilot.
Co gorsze szkolenia na symulatorach lotów prowadzili dowódcy, którzy nie mieli pojęcia jak zachowują się w locie Tu-154M. W 36. Specpułku Lotnictwa Transportowego źle się działo. Piloci nie wykonywali lotów szkoleniowych, bo nie było ani jednego kompletu zapasowych kół i hamulców do samolotu.
Patrz też: Kpt. Protasiuk też nie chciał lądować tupolewem w Gruzji
Naczelna Prokuratura Wojskowa, która prowadzi śledztwo w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem zajmie się tym wątkiem.